Trubadur 1(22)/2002  

The majority of drugs are not approved by the food and drug administration (fda). If you kamagra gel kaufen apotheke have difficulty remembering to take your medicine, take it at the same time every day. Lisinopril is an antihypertensive agent used chiefly in the treatment of hypertension.

It is important that people know that there are other treatments for scabies that are at least as effective and easy to administer. You should read the full article before isothermally making your decision. You should take this medication only under the guidance of your doctor.

Konflikt świata zmysłów i świata duszy
Tannhauser na scenie Opery Śląskiej

Dramat Tannhäusera wyprowadził Ryszard Wagner ze starogermańskiej legendy opowiadającej o tradycyjnej walce śpiewaków w Wartburgu. Kompozytor nie studiował legendy jako uczony. Podchodził do niej jako twórca. Postaci rysował więc plastycznie, starając się wyrazić w ich rysunku w pewnym sensie człowieka współczesnego, pełnego konfliktów i wewnętrznych sprzeczności. Przez całą jego operę przewija się bowiem motyw przekleństwa i tułaczki. Choć właściwie jej treścią pozostaje miłość i tylko miłość. Gwałtowne zwroty akcji dramaturgicznej nie zaburzają wprawdzie przebiegu i atmosfery opery, ale przy równoczesności niesłychanego bogactwa inwencji melodycznej i harmonicznej stawiają przed realizatorami tego dzieła niezwykle trudne zadania.

Czy aktorzy i wykonawcy ostatniej śląskiej inscenizacji Tannhäusera poradzili sobie z tymi trudnościami? Myślę, że tak, choć w różnym stopniu. Przede wszystkim bardzo starannie rzecz została przygotowana muzycznie. Słychać to było już w samej uwerturze. A uwertura do Tannhäusera stanowi sama w sobie skrócony dramat czy udramatyzowaną symfonię. Wszystkie wątki opery są w niej odmalowane, żyją, poruszają, wzruszają. I tak poprowadził ją Tadeusz Serafin, wydobył z partytury i orkiestry wszystko: chorałową pieśń pielgrzymów, rytmiczne frazy rozkoszy (motyw Wenus), żar namiętności hymnu Tannhäusera. W ogóle prowadził orkiestrę brawurowo, choć precyzyjnie, nigdy nie zapominając, jakimi głosami dysponują śpiewacy i że to oni mają priorytet w operze. Myślę, że czysto muzyczna strona realizacji Tannhäusera jest jej najmocniejszą stroną (nie bez znaczenia była zapewne współpraca Antoniego Dudy i kierownika chóru Jarosława Bagrowskiego).

Partię tytułową podjął Janusz Wenz. I choć to podobno zabójcza dla tenora partia (w tej inscenizacji zastosowano jednak pewne skróty i w tej partii, i w całości opery) podołał jej na miarę swych możliwości. Śpiewał głosem napiętym, ale nie forsował go. Dość płynnie prowadził kantylenę, umiejętnie gospodarował oddechem. Jego kreacja wokalna była znacznie lepsza od aktorskiej. Interpretacyjnie był bowiem dość jednakowy. Nie udało mu się do końca ujawnić targających jego bohaterem sprzeczności. Być może w miarę dalszych przedstawień dojrzeje i aktorsko. Barbara Krzekotowska jako Elżbieta eksponowała bardziej dramatyczne niż liryczne cechy swej postaci. Ma ona istotnie ładny głos o dużej sile wyrazu, którym potrafi operować dość emocjonalnie. Może nie wszystkie jej frazy brzmiały tak efektownie, jak życzyłby sobie kompozytor, ale podobać się mogła. Paweł Kajzderski był wokalnie anemicznym Wolframem. Słynna „aria do gwiazdy” zabrzmiała blado i nijako, choć przecież artysta dysponuje całkiem ładnym głosem barytonowym. Za to postaciowo został bardzo dobrze ustawiony jako zupełne przeciwieństwo Tannhäusera. Z mniejszych postaci na wyróżnienie zasługują: Tadeusz Leśniczak (Landgraf), Maciej Komandera (Walter) i Mariola Płazak-Ścibich (piękny, delikatny śpiew Pastuszka z I-go aktu). Wenus, dość ważna postać w operze, która choć nie ma żadnej arii, ale przecież śpiewa i symbolizuje istotny świat, w wykonaniu Marii Zientek pozbawiona niestety została całej niezbędnej tu zmysłowości. Reżyserii i scenografii (wraz z kostiumami) podjęła się znana i ceniona para: Laco Adamik i Barbara Kędzierska (mająca na swym koncie wiele udanych krakowskich inscenizacji). Ich wizja dzieła Wagnera jest w sposób zamierzony kontrastowa, ukazująca różnice między owym światem instynktownych doznań i zmysłów, a światem przeżyć duchowych. Może nie wszystko w ich wersji jest od razu zrozumiałe (np. kreślone w powietrzu przez bohaterów dramatu dziwne znaki – starogermańskie przesłania?), może nie wszystko da się w pełni zaakceptować (np. charakteryzacja tytułowego bohatera na raczej antypatycznego włóczęgę, pozbawionego i ciepła, i romantycznego liryzmu, czy też całkowite pozbawienie orgiastycznego charakteru scen w grocie Wenus!) Trudno jednak odmówić tej inscenizacji konsekwencji i swoistego nowatorstwa w odczycie treści i muzyki Wagnera.

Premiera Tannhäusera w Operze Śląskiej (1.12.2001 Bytom i 3. 12. 2001 Katowice) odbyła się z okazji 100-lecia bytomskiego teatru – aktualnej siedziby Opery Śląskiej.

Jacek Chodorowski