Trubadur 1(22)/2002  

In the first place, if it is infected with the microorganism (e. It is not Sattenapalle sertraline 25 mg tablet price the drug of choice for those taking ssri’s. It is not a steroid but a synthetic version of cortisol, an end hormone produced in the adrenal glands of the body.

The first thing that you can do is talk to a doctor. This holds true for your hair as well Tayga as your nails. The pills are formulated and made with the highest quality material possible to avoid any kind of damages to the body.

Tańczący umysł

Nederlands Dans Theater I uważany jest za jeden z najciekawszych zespołów tańca nowoczesnego. O jego klasie, profesjonalizmie i ciekawym repertuarze można się było przekonać 8 i 9 marca podczas występów grupy w warszawskim Teatrze Wielkim.

NDT został założony w 1959 roku, kiedy to grupa 18 tancerzy z Narodowego Baletu Holenderskiego zerwała z tradycyjną orientacją tego zespołu. Zgromadzeni wokół Benjamina Harkarvy’ego – baletmistrza i dyrektora artystycznego, stworzyli zespół eksperymentalny otwarty na nowe formy, techniki i drogi artystycznych poszukiwań. Mimo początkowego braku dotacji i własnej siedziby zespół w krótkim czasie (lata 60.) zdobył duże uznanie w Europie. Gdy Benjamin Harkarvy opuścił zespół, NDT wkroczył w okres przemian, który zakończył się objęciem dyrekcji artystycznej przez wybitnego czeskiego choreografa Jiříego Kyliána w 1975 roku. To Jříi Kylián jest twórcą wielkości NDT tworząc dlań przez ponad 25 lat choreografie (ponad 50) i budując wyjątkową strukturę teatru. Nederlands Dans Theater tworzą trzy zespoły: NDT I liczący 32 artystów, NDT II – zespół młodych tancerzy od 17 do 22 lat (często później zasilających szeregi NDT I) i NDT III – niewielka grupa starszych tancerzy realizujących specjalnie dla nich tworzone projekty choreograficzno-teatralne.

W Warszawie tancerze NDT zaprezentowali cztery układy: Bella Figura, Sarabande i Falling Angels Jiříego Kyliána (obecnie choreografa i doradcy artystycznego zespołu) oraz Speak for yourself Paula Lightfoota (tancerza i choreografa NDT).

Układy Kyliána można nazwać bardzo intelektualnymi, choć jednocześnie są one abstrakcyjną wizją z tematem (czy bez tematu?). Są przede wszystkim piękne, nie tylko dzięki choreograficznym pomysłom, lecz zwłaszcza dzięki niezmiernie płynnemu, gładkiemu tańcowi wspaniałych artystów NDT. Nawet śmieszne, kanciaste, pokraczne ruchy wydają się ładne w ich wykonaniu. Najbardziej atrakcyjna wizualnie Bella Figura do muzyki Lukasa Fossa, Giovanniego B. Pergolesiego, Alessandro Marcellego, Antonio Vivaldiego i Giuseppe Torellego wypadła też najciekawiej pod względem choreograficznym. Mieliśmy tu zarówno taniec zespołowy, gimnastyczno-taneczne popisy par tancerzy i solistów, jak i po prostu pięknie budowane obrazy. Przestrzeń sceny była zwężana i skracana rozsuwanymi czarnymi zasłonami, w pewnym momencie pozostało tylko małe okienko, w którym widać było dwie klęczące tancerki. Obie obnażone do pasa, miały na sobie czerwone „niby barokowe” spódnice poszerzane na biodrach (jeden z charakterystycznych rekwizytów-motywów Kyliána). Ich profile oświetlone od strony sceny ciepłym światłem zdawały się rozmazywać i promieniować. Tancerki wyglądały jak hinduskie księżniczki ze starych malowideł.

W Speak for yourself do muzyki J. S. Bacha najważniejszy był deszcz. Prawdziwy deszcz lejący się na scenę, w którego strugach artyści NDT tańczyli wymagającą wielkiej gimnastycznej sprawności choreografię. Ów deszcz, dający ciekawe efekty wizualne (w jego kroplach rozpraszało się pomarańczowe światło i dodatkowo kłęby i pasma białego dymu) odsunął w cień nawet solistę, który układ rozpoczynał, a któremu dymiło się z głowy… Generalnie sam taniec trochę zginął w tej skądinąd niezmiernie ciekawej formie plastycznej.

Sarabande i Falling Angels (Upadające anioły) to dwa balety dla zespołów solistów (zresztą w NDT nie ma tradycyjnego podziału na corps de ballet, solistów itp., każdy tańczy raz w grupie, raz solo). W Sarabande do muzyki Bacha na scenie znów pojawiły się sztywne, bogate, barokowe suknie. Tym razem tylko jako element scenograficzny (rekwizyt?), z nich bowiem, gdy suknie uniosły się w górę, „wypadli” tancerze (mężczyźni). Przy akompaniamencie krzyków, jęków i elektronicznie przemacerowanych wiźnięć odtańczyli zabawną choreografię zasadzającą się w większej części na wykonywaniu tego samego ruchu przez cały zespół. Tańczyli m.in. skrępowani własnymi koszulkami ściągnietymi z ramion i spodniami spuszczonymi do kostek. Bardzo surrealistyczne.

Falling Angels do muzyki Steva Reicha wykonywanej na żywo przez czterech perkusistów opierało się na podobnej zasadzie. Zespół tancerek wykonywał te same ruchy niczym stado gołębi lub ławica ryb w oceanie. Było to swoiste misterium rytmu wystukiwanego przez czterech perkusistów na afrykańskich bębenkach. Tylko że często, choć rytm przyspieszał i wzmagał się, jakby za chwilę miał eksplodować, ruchy tancerek były miejscami spowolnione, arytmiczne w stosunku do muzyki, a jednocześnie świetnie w niej leżące. Wszystko to dawało bardzo ciekawy efekt.

I tak właśnie odebrałam występ Nederlands Dans Theater I – jako niezmiernie ciekawy eksperyment na umyśle i poczuciu estetyki widzów. Eksperyment intelektualny, nie angażujący emocji i serca.

Katarzyna K. Gardzina