Trubadur 2(23)/2002  

I have a lot of questions and have talked to my doctor but no response. Clomid is not for everyone, but for those Marfil paxlovid on prescription who can take it, its benefits are evident. Nolvadex pct price for sale i have also tried to go to the doctor a few times.

I'm a nurse on a military base, and i am getting a lot of prescriptions i probably shouldn't be getting. Xenical orlistat buy online uk no drug store is more discreet than amoclav preis the drugstore. Dapoxetine 30mg tablets are the same as the brand name dapoxetine tablets in the following: dapoxetine tablets are indicated to be used to treat male erectile dysfunction.

Aida w Aspendos

Dla ludzi, którzy – tak jak my – nigdy nie byli w Turcji, kraj ten może kojarzyć się z egzotyką i zupełnie inną cywilizacją. Tymczasem Turcja okazała się państwem bardzo bliskim wszelkim standardom europejskim, przyjaznym turystom, bardzo czystym i higienicznym, wyposażonym w o wiele lepsze drogi niż nasz kraj, o co akurat nietrudno. Jedyny dyskomfort, jaki odczuwaliśmy (do którego jednak w końcu udało nam się przywyknąć) to ciągłe próby naciągania turystów, zawyżania rachunków, wyszukiwanie wydumanych pretekstów, aby tylko podwyższyć cenę. Trzeba się jednak do tego przyzwyczaić, uważać i nikomu (no, prawie nikomu) nie wierzyć. No cóż, jak śpiewała Fiorilla w operze Turek we Włoszech Rossiniego: Siete turchi, non vi credo, non vi credo… W Turcji spodziewaliśmy się wielu różnorakiej maści atrakcji (i one rzeczywiście były), natomiast zupełnie nie nastawialiśmy się na atrakcje operowe. Wiedzieliśmy, że działa tam opera w Ankarze i Istambule, ponieważ od czasu do czasu czytaliśmy recenzje z odbywających się tam spektakli. No i oczywiście pamiętaliśmy, że legendarna Leyla Gencer jest Turczynką, i debiutowała w operze w Ankarze.

Tymczasem cała Alanya, w której mieszkaliśmy (a nawet słynna plaża Kleopatry) oblepiona była plakatami reklamującymi IX już Aspendos International Opera & Ballet Festival (Uluslararasi Opera ve Bale Festivali). Festiwal odbywał się w tym roku od 8 czerwca do 6 lipca w przepięknym teatrze w Aspendos. Teatr pochodzi z czasów Marka Aureliusza (II w. n. e.). Po 1800 latach jest on tak dobrze zachowany, że bez problemu może się w nim odbywać wielki festiwal operowy.

W tym roku można było obejrzeć Aidę i Uprowadzenie z seraju ze stołecznej Ankary, Normę z Izmiru, Nabucca z Pragi (ten spektakl oglądaliśmy w czasie naszej praskiej wyprawy!), opera w Istambule zaprezentowała dzieło tureckiego kompozytora Okana Demirisa IV. Murat, Tosca została przywieziona przez operę w Mersinie, poza tym zaprezentowano kilka baletów, m. in. Romea i Julię Prokofiewa z Wilna. Nam udało się zobaczyć jedynie inaugurujący festiwal spektakl Aidy. Z całej tzw. riwiery tureckiej zjeżdżają się autokary pełne turystów, nie wszyscy mieszczą się na pogruchotanych w wielu miejscach stopniach (Arena di Verona jest z pewnością lepiej przygotowana na przyjęcie widzów, stopnie są bardziej regularne, tutaj siedzi się na wystających kamieniach). Autokar, który przywiózł nas do Aspendos, zatrzymał się przed restauracją, co było kolejną próbą naciągania – przywóz do knajpy przyjaciół (każdy Turek chce pomóc turyście oferując usługi swoich przyjaciół: zaproszenia na herbatę, sprzedaże dywanów, itp.). Pojechaliśmy więc do razu do teatru, niepomni przestróg, że oprócz teatru nic tam nie ma. I rzeczywiście – teatr stoi z dala od miasta, na wielkim polu z „tysiącami” autokarów (po spektaklu szukaliśmy autokaru chyba z godzinę). Przed wejściem na widownię kręciły się tłumy statystów: niewolników egipskich, kapłanów, faraonów, skorzystaliśmy z okazji i zrobiliśmy sobie z nimi zdjęcia.

Wyprawa do Aspendos trwa wiele godzin. Spektakle rozpoczynają się o godz. 21.30, jednak już od ok. 20 tłumy zaczynają szczelnie wypełniać widownię, na godzinę przed rozpoczęciem trudno już znaleźć miejsce. Nasz spektakl zakończył się koło 2 w nocy (długie przerwy, także między obrazami poszczególnych aktów w celu zmiany dekoracji). Trzeba więc wytrzymać 6 godzin, lepiej nie wychodzić, nawet w potrzebne miejsca, bo potem trudno dostać się z powrotem – tłumy siedzą także na schodach łączących poszczególne poziomy widowni. Inauguracja rozpoczęła się tureckim hymnem a następnie z kilkunastominutowymi przemówieniami wystąpił szef festiwalu Remzi Buharali oraz minister kultury Istemihan Talay. Wreszcie doświadczyliśmy co znaczy siedzieć, jak na tureckim kazaniu (nota bene nigdzie nie spotkaliśmy tureckich świętych). Turecka publiczność stanowiła znikomą tylko część wszystkich widzów, dlatego też minister kultury wygłosił równie długie przemówienie po francusku i angielsku, a skróty po rosyjsku i niemiecku. Dowiedzieliśmy się o historii opery w Turcji, która jest udokumentowana od XVIII stulecia, natomiast obecnie dzieła operowe można w tym kraju oglądać w sześciu miastach: są to (oprócz Aspendos) opery w Ankarze, Istambule, Izmirze, Mersinie i Antalyi. Zapoznana w czasie oczekiwania na spektakl turecka chórzystka z Antalyi powiedziała nam, że w jeszcze jakimś mieście (bodajże Samsunie) trwa budowa kolejnego teatru operowego.

A sam spektakl? Na pewno nie odbiegał on poziomem od tzw. przeciętnej europejskiej zarówno pod względem muzycznym i wokalnym, jak i inscenizacyjnym. Podobną w nastroju inscenizację można było obejrzeć kilka lat temu w Arena di Verona. Wielkie egipskie kolumny, konie, kolorowe egipskie stroje – wszystko typowe dla tzw. normalnej, tradycyjnej Aidy. Turcy jednak tu zaszaleli, po każdej scenie następowała krótka przerwa i dekoracje były zmieniane (przesuwane). Spośród trójki protagonistów tylko Aida była Turczynką (Nilgün Akkerman), dysponująca ciekawym sopranem dramatycznym i mająca niewątpliwie ładne momenty, świetnie interpretująca partię, dobra aktorsko. Ogólnie jednak śpiewała bardzo rozwibrowanym głosem, trochę siłowo, bez uczucia. Amneris (Federica Proietti) stała się gwiazdą wieczoru, mocny, ciemny mezzosopran, śpiewający z emocją, bardzo pięknie. Wspaniały głos Mario Marchesi Leonardiego okazał się nieprzygotowany jeszcze do partii Radamesa, artysta wyśpiewywał góry i dobrze brzmiał, ale więcej było w tym włoskiej brawury (niemiłosiernie przeciągane górne dźwięki), niż świadomej kreacji partii. Bardzo dobrzy okazał się Gökhan Akyüz (Amonasro) i Hagan Torasoglu (Ramfis), rozkoszą było słuchanie Ferdy Yetiser w roli kapłanki. Inscenizacja włosko-turecka przygotowana przez Vincenza Grisostomi Travagliniego (reżyseria) i Savasa Camgöza (scenografia i kostiumy) była wystawna i monumentalna, przedstawiająca „folklor” egipski, bardzo dosłowna. Polskim akcentem w aspendowskiej Aidzie była Halina Andrzejewska, odpowiedzialna wraz z Fögenem Serbestem za przygotowanie solistów. Orkiestra Opery w Ankarze grała bardzo rzetelnie, dyrygent Tayfun Bozok proponowal przedziwne, mało ogniste tempa, ale wydobył z brzmienia wiele muzycznych niuansów. Była to Aida bardzo kameralna, my wolelibyśmy więcej mocy.

Zobaczyliśmy więc operę turecką, a raczej udane połączenie operowej kultury tureckiej z kulturą europejską (produkcja włosko-turecka). Żałowaliśmy, że nie możemy zobaczyć reprezentacyjnej opery Turcji, Murata IV.

Tomasz Pasternak, Krzysztof Skwierczyński