Trubadur 2(23)/2002  

You can take dapoxetine over the counter as it is not addictive. I might buy if i ever got around to Pagaluñgan conte mascetti viagra naturale buying another one. I have a very active, friendly and affectionate dog.

I want to report a mr cheap tadacip no prescription the group's chief executive, richard tice, said: "we believe the government is taking the right decisions in the interests of patients. Zithromax tablets us zithromax tablets unevenly levitra orosolubile non si trova in farmacia can be used as prophylactic or as therapeutic drugs in adults. For those who use this drug without consulting a doctor, you are likely to encounter serious problems and may even develop an allergy.

Konferencja prasowa przed premierą Peleasa i Melizandy w TW

Na konferencję prasową zwołaną przed premierą (będącą jednocześnie polską prapremierą sceniczną dzieła) reżyser przedstawienia zaprosił wszystkich realizatorów i wykonawców, którzy brali udział w przygotowaniu spektaklu. Obecni byli: reżyser Tomasz Konina, scenograf Katarzyna Proniewska-Mazurek, pianista Krzysztof Jabłoński oraz śpiewacy – Olga Pasiecznik i Anna Karasińska (Melizandy), Mariusz Godlewski (Peleas), Andrzej Witlewski (Golaud), Mieczysław Milun (Arkel), chłopcy z chóru Alla Polacca występujący w roli małego Yniolda, Adam Urbaniak i Cyryl Wojewódzki, mim Marek Derlaciński (Ojciec).

Tomasz Konina: Mamy do czynienia z wydarzeniem niezwykłym. Nie dość, że po raz pierwszy w Polsce zaryzykujemy wystawić to dzieło, to jeszcze pokażemy je w wersji napisanej przez Debussy’ego w latach 1895-96 na fortepian. To dzieło bardzo rzadko wykonywane jest w wersji fortepianowej, my wybraliśmy ją ze względu na niezwykłą intymność i kameralność, zresztą sam Debussy traktował tę wersję jako pierwszą i oryginalną, dopiero potem dokonano instrumentacji. Spektakl, jaki Państwu chcemy pokazać, jest dla nas wszystkich szczególnym wyzwaniem, bo nie dość, że po raz pierwszy mamy kontakt z tą partyturą, to postanowiliśmy zaprezentować ją w wersji niezwykłej, jako że sama ta opera wymaga szczególnego podejścia. Staraliśmy się nie zatracić tego, o czym już mówiłem – intymności i kameralności. Prezentujemy ją właśnie w sali kameralnej Teatru Wielkiego, a nasze wspólne założenie jest takie, żeby jak najbardziej przybliżyć się do tego, co Debussy i Maeterlinck mieli na myśli, czyli do ogromnej impresyjności zawartej w muzyce. Staraliśmy się stworzyć spektakl, który nie będzie jednoznaczny, w którym niczego nie dopowiadamy, który opiera się w zasadzie na pewnych subiektywnych oczywiście spojrzeniach, na obrazach plastycznych, w których bardzo ważne jest światło i ta nieuchwytna, i jakże piękna, sfera symboli. To, co Państwo zobaczą na scenie, ma być w naszym założeniu dziełem bardzo otwartym do interpretacji, takim, w którym wymiar dzieła będzie zależał wyłącznie od Państwa, jak choćby nazwanie tej przestrzeni, która jest podzielona na kilka stref od orkiestronu, poprzez plan środkowy aż po to, co jest schowane za naszymi plecami (konferencja odbywała się na scenie sali im. Młynarskiego TW, w dekoracjach do spektaklu – przyp. KKG). W tym przedstawieniu używamy pewnych środków technicznych, takich jak projekcje filmowe. One nie starają się niczego ilustrować, dopowiadać, a raczej stworzyć nowy kontekst, otworzyć w pewien sposób tę scenę, dać nowe sygnały i inspiracje. Wszystko ma się opierać na niezwykle delikatnym kontakcie między śpiewakami oraz między nami i wykonawcami a widownią.

Zwróćcie Państwo uwagę na partię Yniolda, to jest partia napisana dla sopranu chłopięcego. Zwykle w wielkich realizacjach Peleasa na wielkich scenach operowych tę partię śpiewa sopranistka, dojrzała śpiewaczka, tymczasem nasz bohater ma około 10-12 lat. Zdecydowaliśmy się na zaproszenie do współpracy chłopców z chóru Alla Polacca prowadzonego przez Sabinę Włodarską. Partia Yniolda jest niezwykle trudna nie tylko dlatego, że jest skomplikowana muzycznie, ale również dlatego, że wymaga od chłopaków dużej odporności na stres, ponieważ jedna ze scen jest wielkim monologiem, kiedy są sami na scenie. Chłopcy radzą sobie bardzo dobrze i dają przedstawieniu pewną prawdę i naturalność. Cieszę się bardzo z tego, że ta obsada, jaką udało nam się stworzyć, jest dla mnie absolutnie wymarzoną obsadą. Praca, którą tu wykonaliśmy, opierała się na ogromnym oddaniu moich kolegów, ponieważ jest to dzieło ogromnie trudne i dla każdego z nas było wielką nowością. Mamy wśród nas, oprócz doświadczonych i znanych śpiewaków, debiutanta Mariusza Godlewskiego. Zwracam Państwa uwagę na tego młodego śpiewaka, jestem pewien, że jeszcze o nim Państwo usłyszycie.

Mariusz Godlewski urodził się w 1975 roku w Ostródzie, studiował w Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Jest laureatem I nagrody V Międzynarodowego Konkursu Wokalnego Imricha Godina na Słowacji. W ubiegłym roku wziął udział w Konkursie Moniuszkowskim, przeszedł do II etapu, w którym pięknie wykonał m.in. scenę i arię Enrica z III aktu opery Maria di Rohan G. Donizettiego, wywołując gorący aplauz publiczności. Mimo że śpiewak nie przeszedł do finałowego III etapu, jak sam mówi, widać komuś zapadł w pamięć, bo został zaproszony na przesłuchanie do roli Peleasa i otrzymał rolę.

Mariusz Godlewski: Myślę, że taka rola jest marzeniem każdego młodego śpiewaka, cieszę się że tak mi się poszczęściło.

Dyrektor Stanisław Leszczyński: Stulecie premiery to oczywiście pretekst, częściowo zresztą nie á propos, bo tak naprawdę nasza premiera jest troszeczkę wcześniejsza i dotyczy wersji o siedem lat wcześniejszej. Peleas i Melizanda jest rzeczywiście bardzo specyficznym utworem scenicznym i w historii muzyki, i gatunku operowego jest on wymieniany jako bezsprzeczne arcydzieło, arcydzieło wszakże szczególne i bardzo, bardzo rzadko wykonywane. Dość powiedzieć, że u nas w kraju to będzie tak naprawdę sceniczna prapremiera. Można wobec tego zapytać: dlaczego nie wystawiamy go w wersji orkiestrowej? Próbowaliśmy dotrzeć bardzo głęboko, dokładniej, niż to zwykle czynią biografie Debussy’ego, do przyczyn istnienia dwóch wersji i jedno jest pewne – zamierzeniem i intencją Debussy’ego było właśnie wykonanie sceniczne Peleasa i Melizandy z fortepianem. O intymności dzieła mówił już Tomasz Konina. Wytłumaczeniem naszej decyzji jest też to, co dla Debussy’ego jest tak ważne. Powołuje on do życia coś bardzo kameralnego, co miało być skomponowane w proteście w stosunku do dramatu i koncepcji scenicznej Wagnera. Paradoksem jest to, że Debussy stworzył paralelne dzieło, stworzył nawet pewną konstrukcję dramaturgiczną przywołującą metodę twórczą Wagnera, bo mamy tu motywy, może nie przewodnie, ale znaczące, którymi posługuje się, by zasygnalizować pojawianie się poszczególnych osób. Wersja orkiestrowa jest oczywiście szalenie atrakcyjna, ale jest to ten jedyny w historii muzyki przypadek, kiedy nie ma żadnej różnicy w sensie bogactwa, w sensie sonoryzmu (mimo że tu jest orkiestra, tam fortepian). To jest coś nieprawdopodobnie pięknego w warstwie dźwiękowej i muzycznej. Prawie trzy godziny mamy ten świat dźwięków, który znamy z Images Debussy’ego czy z jego preludiów fortepianowych. To jest cały czas ten idiom muzyczny.

Możecie sobie Państwo wyobrazić, jak szalenie szczególna sytuacja była przy przygotowywaniu tego utworu. Tu jest właściwie przypadek bez precedensu – efekt artystyczny powstaje nie pod dyktando dyrygenta, ale wszyscy artyści muszą razem z pianistą, tak jak w muzyce kameralnej, stworzyć końcowy efekt. Mamy do dyspozycji dwóch wspaniałych pianistów: Krzysztofa Jabłońskiego, którego mogliśmy już podpatrzeć w sytuacji takiej właśnie nietypowej przy Fortepanissimo, gdzie potrafił zmieścić się ze swoją kreacją w ramach dyktowanych przez balet. Na zmianę z nim tę naszą niezwykłą orkiestrę będzie tworzyć znakomity Szabolcs Esztényi.

Olga Pasiecznik: To, co mnie najbardziej cieszy od pierwszej chwili, odkąd przyszłam do tej produkcji, to jest zespół kolegów, z którymi się spotkałam. To są wspaniali artyści, doskonali śpiewacy, a jeśli chodzi o Mariusza Godlewskiego, to muszę się przyznać, że gdy teraz usłyszałam, że jest to jego debiut, byłam bardzo zdziwiona i natychmiast go zapytałam, czy to prawda. Uważam, że to bardzo utalentowany i bardzo doświadczony artysta, więc cieszę się, że będzie to taki wspaniały debiut. Myślę, że ta partia jest doskonała dla jego głosu i bardzo dobrze nam się razem pracowało.

Chciałabym, żeby postać, którą będę tworzyła, była kobietą, która niesie światło i miłość. Będzie to kobieta bardzo świadoma swego losu od samego początku, w każdej scenie będzie inna. Będzie to kobieta w drodze, właściwie już jej w ostatniej scenie nie będzie – taki duch-człowiek. Jest w tej partii wiele muzycznie wspaniałych momentów, ale i wspaniałych do zagrania z moimi partnerami Mariuszem Godlewskim i Andrzejem Witlewskim. Bardzo się cieszę, że przygotowuję jedną rolę wraz z tak wspaniałą śpiewaczką, jaką jest Ania Karasińska. Wspaniały głos i wielka kultura, dlatego też zapraszam Państwa na przedstawienia, w których będzie śpiewała Ania.

Krzysztof Jabłoński: Jak już wspomniał dyrektor Stanisław Leszczyński, nie mamy dyrygenta, co ma zarówno plusy, jak i minusy. Możemy wspólnie tworzyć, nikt tu nikomu nic nie narzuca, staramy się podchwytywać swoje pomysły muzyczne. Jest to stanowczo dla moich kolegów-śpiewaków większe wyzwanie niż dla mnie, gdyż ja jako jedyny mam partyturę przed sobą. Poza tym, niezależnie od poziomu skomplikowania partii fortepianu, która miejscami stawia duże wymagania, mam jednak gotowy dźwięk. Śpiewacy muszą czasami zdobyć ten dźwięk z księżyca, bo nie pojawia się on nawet w mojej partii czy nie stanowi zakończenia kwestii śpiewanej przez inną postać. Cieszę się bardzo, że mogliśmy stworzyć razem coś takiego, co mnie już teraz dało wiele przeżyć, których nigdy w życiu nie zapomnę, nie miałem nigdy wcześniej okazji tworzyć takiego wykonania, nie miałem okazji uczyć się tak długiego utworu, być częścią dramatu. Co do interpretacji, mam oczywiście jakąś swoją wizję, są momenty, kiedy mogę ją pokazać, bo jestem sam, wtedy mówię pełnym głosem. Kiedy zaczynamy mówić razem, to jest nasza wspólna kreacja, nie tylko moja.

Pani Sabina Włodarska podkreśliła ogrom pracy, jaki musieli włożyć jej podopieczni z chóru Alla Polacca, aby przygotować partię Yniolda. Dziękowała realizatorom, partnerom scenicznym i rodzicom chłopców za wyrozumiałość, cierpliwość i pomoc.

oprac. Katarzyna K. Gardzina