Trubadur 2(23)/2002  

The price of the product can be paid for the product in the online shop or can be paid with the card. Read the following article to learn more about Lawrence paxlovid uae price how to eat a heart-healthy diet to prevent heart problems. I know you're going through hell, but if you have the guts to come and get help, you can come and get it.

You can order nolvadex online at http://www.genericnolvadex.com. If left to their own devices they viagra pagamento al corriere naturale often become infected. Order generic zithromax (vibramycin) online and have it delivered to your doorstep.

Kwadryga Teatru Wielkiego

Dwa lata temu dyrektor naczelny Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie Waldemar Dąbrowski rozpoczął starania o przywrócenie fasadzie budynku, w którym mieści się nie tylko Opera Narodowa, ale także Teatr Narodowy, wizerunku zgodnego z wolą jego architekta. Twórcą projektu Teatru Wielkiego w Warszawie był włoski architekt Antonio Corazzi. Według jego koncepcji fasadę budynku winna zdobić umieszczona na cokole nad tympanonem kwadryga – rzeźba przedstawiająca Apollona powożącego czterokonnym rydwanem. Rozpoczętą w 1825 roku budowę Teatru przerwało jednak powstanie listopadowe, a represje popowstaniowe uniemożliwiły realizację tego zamysłu dekoracyjnego – rzeźba uznana została przez zaborców za symbol zwycięstwa i potęgi i jako do takiej odmówiono Polakom do niej prawa.

Dopiero teraz, po 170 latach, udało się zrealizować koncepcję Corazziego. 3 maja 2002 roku, w dniu święta narodowego, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Aleksander Kwaśniewski dokonał uroczystego odsłonięcia Kwadrygi, zaprojektowanej przez dwóch rzeźbiarzy należących do najwybitniejszych współczesnych polskich artystów: rektora warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych profesora Adama Myjaka i dziekana Wydziału Rzeźby tej uczelni, profesora Antoniego Janusza Pastwę.

Kwadryga montowana była na Teatrze Wielkim w nocy z 31 kwietnia na 1 maja.

***

To była niezwykła noc. Warszawa miała otrzymać prezent szczególny: Kwadrygę, która odtąd zdobić miała fronton Teatru Wielkiego – Opery Narodowej.

***

Miasto już spało, gdy na Plac Teatralny wjechał duży dźwig. Ustawiony przed głównym wejściem do teatru wysunął powoli swoje długie ramię. Z Orońska, gdzie w Centrum Rzeźby Współczesnej odlewana była Kwadryga, nadeszła wiadomość, że konwój z rzeźbą wyruszył do Warszawy. Rozpoczęło się wielkie oczekiwanie.

Krótko przed godziną drugą na Placu Teatralnym zaczął się niecodzienny ruch. Z różnych stron nadjeżdżały powoli z cichym szmerem samochody. Gasły reflektory i w mrok wyskakiwały ciemne, zdradzające objawy radosnego zdenerwowania, sylwetki. Skupiały się one w małe grupki i na przemian to pokrzykiwały do siebie żywo gestykulując, to milkły gwałtownie, by w skupieniu lustrować fasadę Opery. Wszystko to wyglądało jak przygotowania do jakiegoś tajemnego obrzędu. Wreszcie kilkoro wtajemniczonych zniknęło w zdumionym niemożnością zażycia normalnej porcji snu teatrze. Przez słabo oświetlone foyer i ciemne korytarze wiodła droga do Komnaty Posileń, czyli biura prasowego, gdzie jego szefowa, pani Irena Groblewska, zaprosiła tych, którzy chcieli uczestniczyć w tym niezwykłym święcie. Więc była cała uczta, skomponowana naprędce w najbliższym całodobowym: sękacz, sok, suche bułeczki i „gorące kubki”. Były gawędy i anegdoty opowiadane przez panią Groblewską, jej mamę i siostrę. I były nieustanne telefony do tych, co w drodze.

Wreszcie, około godziny trzeciej nad ranem przed Teatr wtoczyła się gigantyczna ciężarówka. Na czternastometrowej długości platformie parami stały uwięzione w brązie, rwące się do galopu w szaleńczym wyskoku cztery konie. Za nimi leżał Apollo na rydwanie, z rozwianą peleryną, dzierżący w jednej dłoni instrument, w drugiej końcówki wodzy. Zrobiło się gwarno, błysnęły flesze, w ruch poszły kamery. Wszyscy dali się ponieść nieopanowanemu entuzjazmowi, zaczęły się gorączkowe dyskusje na temat urody Apolla, rozmiarów i wagi koni, walorów całości. Po chwili przestało nam już wystarczać bieganie wokół ciężarówki – rozradowane postaci zaczęły po wielkich kołach wdrapywać się na platformę, by chociaż raz nieśmiało dotknąć boskiego ramienia. Czas jednak gonił i po kilku minutach rozpoczął się montaż Kwadrygi, przypominający doskonale zaplanowaną, precyzyjną operację militarną. Każdy element rzeźby musiał zostać za pomocą dźwigu oddzielnie umieszczony na odlanej z betonu platformie wieńczącej portal Teatru Wielkiego.

Pierwszy w górę poszybował Apollon. Przejęci, zaciskając do bólu kciuki, patrzyliśmy w absolutnym milczeniu, jak młody bóg unosi się – coraz wyżej i wyżej, jak jego sylwetkę połyka mrok nocy. Wytężając wzrok zdołaliśmy stwierdzić, że bezpiecznie wylądował na platformie. Chwilę później w jego ślady poszedł pierwszy koń. Wtedy większość uczestników nocnej przygody pobiegła na górę. Z sali prób chóru na piątym piętrze po drabince wdrapywaliśmy się na parapet i przez okno wychodziliśmy na platformę. To nic, że niektórych lęk wysokości przycisnął do ściany, gdzie stali bladzi, kurczowo trzymając się tynku, ze zgrozą i niedowierzaniem obserwując techników, którzy wspinając się po drabinie na najwyższe elementy rzeźby… odczepiali zawadzającą im linę asekuracyjną. Emocje jednak były silniejsze niż strach, a pojawieniu się ponad krawędzią platformy kolejnego konia towarzyszyło westchnienie szczerego zachwytu wszystkich zebranych – rumak unoszący się w powietrzu lekko niczym Pegaz, jakby zaprzeczający wszystkim prawom natury, fantastycznie dynamiczny, wzbudzał bezdyskusyjny zachwyt. Uchwycony przez pracowników teatru, bez problemów osiadł na przygotowanej stalowej ramie. Szybko pojawił się koń trzeci. Świtało, gdy montowany był czwarty.

Dziennikarze i entuzjaści na dobre rozlokowali się na tympanonie. Każdy miał już swojego ulubionego konia, którego czule poklepywał. „Mój jest ten trzeci” – zwierzaliśmy się sobie. Wszystkim udało się także ostatecznie przezwyciężyć lęk wysokości i poruszali się już teraz nie tylko po platformie z rzeźbą, ale i pochyłych zadaszeniach portalu po bokach z wprawą kotów, przyjmując coraz to bardziej karkołomne pozycje w celu uzyskania możliwie najlepszych ujęć.

Przed Teatr przyjechał dyrektor Waldemar Dąbrowski wraz z autorami rzeźby. Chwilę przyglądali się rzeźbie z dołu, a potem i oni stanęli na platformie. Znów były zdjęcia, były wywiady i był… szampan. Dyrektor Dąbrowski wzniósł toast…

Miasto już się budziło, a wysoko ponad Placem Teatralnym trwała skromna uroczystość. Wszyscy przycichli. Nie mówiliśmy wiele. Patrzyliśmy tylko, jak jasne promienie wschodzącego słońca po raz pierwszy kładą się na kamiennej twarzy boga sztuk i sylwetkach rwących się w niebo koni.

Agnieszka Kłopocka