Trubadur 1-2(26-27)/2003  

The dosage form of prednisone can be very important. Some people enjoy the taste of viagra 25 mg preis Delhi the powder, others cannot tolerate it. Tramadol hydrochloride has been widely used and has been shown to be effective for all the pain relief that is required in the management of acute and chronic pain in adults.

But when the prescriptions ran out, or became less effective, i tried self-medicating. The company doxin price is a herbal and homeopathic medicine company, which sells the herbal, herbal and homeopathic medicine brand of doxin 100mg price with Luzhniki the company store. These tablets, containing a combination of the steroid type hormone and the mineral cortisone, are indicated for the treatment of the hyperandrogenic symptoms of hirsutism in women with polycystic ovarian syndrome (pcos).

Norma Belliniego w Poznaniu
Dyrektor Sławomir Pietras dotrzymuje słowa

W grupie kilku Klubowiczów było mi dane zobaczyć Moc przeznaczenia Verdiego w Teatrze Wielkim w Poznaniu 19 stycznia 2002 roku. Spektakl ów zachował się wdzięcznie w mojej pamięci z kilku powodów. Był rzadko prezentowany, więc ogromna radość z możliwości obejrzenia go; śpiewała w nagłym zastępstwie wielka Krystyna Kujawińska (Leonora di Vargas), która po przedstawieniu przy wejściu dla artystów z rzadko spotykaną pokorą i wzruszającą szczerością przepraszała nas za swój występ (nie powinnam była śpiewać) i powód ostatni: znakomity w partii Don Alvara – Robert Woroniecki. Relację z tego spotkania przedstawił Henryk Sypniewski w

1(22)/2002 numerze Trubadura. Wówczas dyr. Pietras obiecał, że zobaczymy i usłyszymy Roberta Woronieckiego w Normie na koniec roku i słowa dotrzymał. Zobaczyliśmy artystę 29.12.02., ale na widowni, gdyż partię Polliona wykonywał podczas drugiej premiery, w wieczór sylwestrowy.

Poznański Teatr Wielki po raz pierwszy wprowadził dzieło Belliniego do swojego repertuaru i chwała mu za to, zwłaszcza w czasach ogólnie znanej mizerii finansowej, z którą borykają się wszystkie teatry operowe w Polsce. Norma wymaga imponującej oprawy scenograficznej i kostiumowej i tę pamiętam z Opery Bytomskiej z lat 70-tych i z Teatru Wielkiego w Warszawie sprzed lat 10-ciu. W Poznaniu autor oprawy scenograficznej (Czesław Pietrzak) w tyle sceny umieścił piętrową arkadowo-krużgankową konstrukcję z rodzajem pomostu-przewiązki w części środkowej (wykorzystanej w II akcie), najprawdopodobniej wyszukaną i wydobytą (dekorację) z magazynów teatralnych i odpowiednio odnowioną. Chór ubrano w proste, niezróżnicowane kostiumy, ni to suknie, ni to habity, ni to szaty liturgiczne. Niestety, zabrakło również środków na stroje bardziej wyróżniające i podkreślające rolę i znaczenie głównych protagonistów. Suknie Normy i Adalgisy różnią się tylko kolorem od kostiumów artystek chóru.

W takiej scenerii rozgrywa tragedię Normy reżyserka Maria Sartowa. Mówi się często, że ta opera to koncert w kostiumach, ale nawet koncert trzeba wyreżyserować i mieć nań pomysł. Nie miała go Maria Sartowa, być może zawiodła ją wyobraźnia, być może za wcześnie zmierzyła się z dziełem Belliniego, wiadomo bowiem, że jej dorobek reżyserski na scenie operowej jest niewielki. Reżyseria ograniczyła się do ustawienia wejść i wyjść ze sceny chóru, jego prostej konwencjonalnej gestykulacji. Nie znalazła sposobu rozegrania scen i udramatyzowania relacji zachodzących między głównymi bohaterami oraz narastającego napięcia, prowadzącego do kulminacji – do sceny finałowej. Nic dziwnego, że przy wychodzeniu do oklasków na wejście pani reżyser dały się słyszeć pojedyncze buczenia. Strona muzyczna przedstawienia spoczywała w rękach doświadczonego Mieczysława Nowakowskiego. Znam kilka nagrań Normy i mogę powiedzieć, że znam ją na pamięć. Dramat, napięcie, rozterki duchowe, radości i nieszczęścia bohaterów zostały przedstawione środkami muzycznymi. Belliniego nie trzeba poprawiać, trzeba go po prostu zagrać. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń do brzmienia orkiestry, odnoszę jednak wrażenie, że dyrygent w scenach kulminacyjnych poganiał muzyków na złamanie karku, choć było to zupełnie zbędne i dalekie od powszechnie prezentowanych nagrań opery.

Trudno określić, który z włoskich kompozytorów i którym dziełem osiągnął szczyt belcanta. Pewnym jest, że jedną z kandydatek do tego tytułu jest Norma. Każde jej wystawienie to oczekiwanie na cud, na piękny śpiew. To czekanie na opanowaną do perfekcji frazę, intonację, na właściwie wyśpiewaną każdą samogłoskę, na idealne zgranie w duetach. Nie znalazłem tego w śpiewie Michała Marca (Pollione), może nieco lepiej radził sobie Marian Kępczyński w partii Orowista. Jedną z zalet reżyserii Marii Sartowej widziałbym w trafnym obsadzeniu ról Normy i Adalgisy, które zasadzało się na zróżnicowaniu wieku i aparycji odtwórczyń. Katarzyna Hołysz (Adalgisa) jest autentycznie młodą, doskonale prezentującą się na scenie kobietą, której pochlebia miłość Polliona. Nie umie poradzić sobie z okazywanym przez dojrzałego mężczyznę uczuciem. Pragnie jednocześnie pozostać uczciwą i lojalną wobec starszej i wyżej postawionej w hierarchii kapłanki. Artystka debiutuje na scenie operowej, stąd pewna nieporadność sceniczna. Doskonale natomiast radzi sobie z trudnościami wokalnymi partii, ciesząc ucho naturalnym pięknym mezzosopranem. Długi duet w drugiej scenie I aktu z Normą (z końcowym: Ripeti, o ciel, ripetimi…) był zaśpiewany wręcz idealnie. Norma Barbary Kubiak jest kobietą dojrzałą, w pełni rozkwitu swej spełnionej przez macierzyństwo kobiecości, pewną i władczą w postawie, geście (bardzo oszczędnym, niehisterycznymi) i spojrzeniu. Zrozumiała jest więc oziębłość Polliona i odpływ uczuć do Adalgisy. Tę niepewność i odrzucenie przez kochanka i ojca swoich dzieci Barbara Kubiak zagrała wstrząsająco.

Współcześni nam śpiewacy pozostają w trudnym położeniu: w przypadku opery Belliniego są zawsze mimowolnie porównywani z legendarnymi kreacjami: z nagraniami Callas, Caballé, Sutherland. Dlatego z mieszanymi odczuciami i obawą wysłuchałem Casta diva – to nie było to brzmienie, to wykonanie. Śledziłem przebieg premierowego przedstawienia i wreszcie poddałem się czarowi sztuki wokalnej Barbary Kubiak. Jest śpiewaczką mającą nie za często spotykany na scenach operowych atut: wnętrze, którym elektryzuje i oczarowuje, tak widzów, jak i partnerów scenicznych, czego dowodem wspaniale wykonany duet w pierwszej scenie II aktu z Adalgisą: Mira, o Norma… W tejże scenie w dialogu z Klotyldą (dobra Urszula Jankowiak) bardzo łatwo popaść w histeryczny krzyk i tandetny gest. Barbara Kubiak uniknęła tej efekciarskiej pułapki. Według zgodnej oceny zebranych Klubowiczów to prawdziwa kreacja, czemu daliśmy wyraz poprzez owację i entuzjastyczne okrzyki. Dla wielkiej Normy wielkiej Barbary Kubiak warto pojechać do Poznania – gorąco polecam.

Niesprawiedliwością byłoby pominąć w moich wynurzeniach chór, doskonale śpiewający, poruszający się po scenie zgodnie z reżyserskim ustawieniem i wspaniale przygotowany (nie po raz pierwszy) przez Jolantę Dotę-Komorowską. Muszę również wspomnieć (i zachęcić do kupna) o pięknie wydanym programie z bardzo interesującymi artykułami, m.in. Adama Czopka i Piotra Nędzyńskiego.

Bolesław Folek