Trubadur 1-2(26-27)/2003  

Also, this is the discount rate which will take you to .50 at a month for a monthly cost of ,300 per year. With its easy to use features and convenient carrying pouch Bayugan alli orlistat esperienze this is the perfect tool to keep you on the move and on time. I have had to give up my prescription and i will try this.

This is most commonly seen with the use of this medicine in patients who also have a history of heart attack. It’s a shame, Monte Carmelo because the brand-name drugs are more effective and cheaper and work better. The difference between the average wholesale price for clomid and the price at which a particular clomid retail store sells it is the market capitalizd price of clomid.

Ogień w głowie

Szybująca po niebie czapla, falujące łąki, płynący potok. Co te obrazy mogą mieć wspólnego z postacią legendarnego tancerza Wacława Niżyńskiego? Paul Cox, reżyser filmu Niżyński: Dzienniki Wacława Niżyńskiego prezentowanego w ramach II edycji cyklu filmowego „Nowe horyzonty” udowadnia, że wiele.

Pomyli się ten, kto po Niżyńskim Coxa spodziewałby się kolejnej opowieści o geniuszu i szaleństwie wybitnego tancerza i choreografa. Ten film stara się jedynie, albo aż, oddać uczucia człowieka na granicy szaleństwa, artysty doprowadzonego do obłędu przez szarpiące nim sprzeczności. To ambitne zadanie Cox (reżyser, autor scenariusza i zdjęć) próbuje zrealizować za pomocą obrazu i muzyki, bez jakiejkolwiek fabuły w potocznym rozumieniu tego słowa, prawie bez aktorów. Niżyńskiego ogląda się jak wielką impresję filmową, inspirowaną fragmentami Dzienników tancerza.

Dzienniki Wacława Niżyńskiego są lekturą tyleż fascynującą, co przerażającą. Są to przecież zapiski człowieka popadającego w chorobę umysłową. Cox umiejętnie miesza fragmenty autobiograficzne z tymi błahymi, obrazującymi galopadę myśli i uczuć piszącego. Buduje portret Niżyńskiego, portret jego udręczonej duszy. Składają się nań relacje artysty z matką, impresariem, kochankiem – wszechwładnym Diagilewem, kolejne role i choreografie. Nieuchronnie narzuca się porównanie z teatralno-baletowym spektaklem Święta wiosna wystawionym w ubiegłym roku przez Teatr Wielki, również opartym na Dziennikach.

Tam tancerza wspominającego swoje życie grał Krzysztof Kolberger, tu Niżyńskiego w kadrze nie ma. W filmie Coxa postaci, w które Niżyński wcielał się na scenie teraz zastępują go na ekranie. Niżyński – Niebieski Bóg przechadza się wśród kwiatów, Niżyński -Duch Róży, Faun, Złoty Murzyn z Szeherezady pisze swój dziennik nisko pochylony nad stołem. Postaci z baletów, w których występował krążą po lasach i łąkach, przeglądają się w strumieniach. Ich nieuchwytne cienie są niemalże jedynymi bohaterami opowieści, chyba, że ustępują miejsca samemu Wacławowi spoglądającemu na nas swymi lekko skośnymi oczyma ze starych fotografii.

Cox czaruje wysublimowanymi obrazami zmieniającymi się wraz z rytmem fragmentów Dzienników fenomenalnie czytanych przez Dereka Jacobiego. Jedne komentują słowa padające zza ekranu, inne podkreślają nastrój albo są ewokowane przez wybraną muzykę – kilka razy powraca aria Casta diva z opery Norma. Widoki ośnieżonych szczytów Szwajcarii i rozległych pejzaży Rosji sąsiadują ze zbliżeniami kwitnących kwiatów, gałęzi szarpanych wiatrem, płonącego ognia. Sąsiadują one z poetycko, ale odważnie ukazanymi scenami erotycznymi. Spośród licznych baletów, w których Niżyński odnosił niezapomniane sukcesy reżyser wybiera dwa – oglądamy fragment Ducha Róży wykonywany przez parę tancerzy na mrocznej scenie i Popołudnie fauna, odtańczone w lesie. Natomiast na fotografiach widzimy samego Niżyńskiego w prawie wszystkich jego rolach.

Co w filmie Coxa może przeszkadzać, to pojawiające się tu i ówdzie inscenizowane nieme scenki z życia Niżyńskiego, w których widzimy jego żonę Romolę, jej rodzinę i lekarzy-psychiatrów, których prosiła o radę w sprawie choroby męża. W ten sposób zostaje złamana, oniryczno-ekspresyjna konwencja filmu. Czy potrzebnie?

Bóg jest ogniem w głowie. Żyję do czasu, dopóki mam ogień w głowie – pisze Niżyński. Podobny ogień musiał się palić w głowie Paula Coxa, gdy tworzył ten film. Być może nie każdego widza on rozpali, ale na pewno nikogo nie pozostawi obojętnym. Jakaś iskierka pozostanie.

Katarzyna K. Gardzina