Trubadur 1-2(26-27)/2003  

You could also just read the different comments on the drug on the major forums on the internet. It is often prescribed in combination with another antibiotic such as amoxicillin-clavulanic acid (clavulanate) and rifampin, and it is sometimes used tadalafil beta 5mg preisvergleich joyously in combination with other drugs that can help you reduce pain. If your prescription is for a new medication you can order this online, but if it is for a previous medication that you are already taking you will have to visit a pharmacist.

I think it is helping me get over my depression so it is worth a shot. We have an email newsletter Bhongīr viagra ad una donna amatoriale that you might be interested in. The risk is lower if you get a prescription from your doctor, take this medicine on a regular basis, and have a normal kidney function (see warnings for each drug.) you may not need a doctor’s care to take this medicine for up to two years after you stop using it.

Operalia
czyli tysiąc i jeden przyszłych wieczorów w operze

Dla każdego uważnego obserwatora jest jasne, że z roku na rok zmniejsza się ilość wybitnych śpiewaków, a w ich miejsce rośnie generacja szorstkich, prostackich, pozbawionych dźwięcznego głosu krzykaczy – lamentował amerykański krytyk W. J. Henderson w książce The Art Of the Singer, wydanej… w 1906 r., gdy na światowe sceny, na których królowali jeszcze Sembrich-Kochańska, Calve, Melba, bracia Reszke, Tamagno, Battistini czy Lilly Lehmann, wkraczali właśnie triumfalnie Szalapin, Caruso, Slezak, Kruszelnicka, Didur, Ruffo, Destinn, Amato i Farrar. Cóż, gloryfikowanie przeszłości i niedocenianie teraźniejszości pojawia się w każdej epoce. Józef Kański w książce Mistrzowie sceny operowej przytacza opinię Rossiniego o wielkiej Adelinie Patti, której – zdaniem włoskiego kompozytora – los był łaskaw oszczędzić życia w czasach Henrietty Sontag, nie mówiąc już o innych. Dziś jest podobnie – wystarczy przeczytać, co kilku zgryźliwych starszych panów wypisuje na temat obecnie czynnych artystów na internetowych listach dyskusyjnych dotyczących opery. Może dlatego, że 40 lat temu byli młodzi, a może i z powodów czysto merkantylnych (bo handlują starymi nagraniami) panowie ci z uporem powtarzają, że współczesne wykonania są bezwartościowe i nic nie może przewyższyć występów Milanov i Tebaldi, Gobbiego i Warrena, Björlinga, Corellego, Tuckera, Bergonziego oraz wielu innych znakomitości z połowy ubiegłego stulecia. Nam może być miło, że wśród nielicznych śpiewaków uznawanych nawet przez wspomnianą grupkę za równych dawnym gwiazdom zawsze wymienia się Ewę Podleś. Ale czyżby stan współczesnej wokalistyki rzeczywiście był tak zły? Przesada. Zamiast biadać zaś czy rzucać gromy, lepiej pomagać młodym śpiewakom w sprostaniu coraz wyższym wymaganiom, stawianym przez operę. Jednym ze sposobów takiej pomocy są z całą pewnością Operalia.

Ten obecnie największy na świecie konkurs wokalny, ustanowiony przez Plácida Domingo w 1993 r., stał się realizacją bliskiej mu zawsze idei wspierania młodych talentów. Zasada jest prosta – każdy, kto nie ukończył 30 lat, może przesłać swoje nagrania do Paryża (dla zainteresowanych – szczegóły na stronie internetowej htpp://op005ged.edis.at/), gdzie grono sędziów ocenia je w skali 1-10. Następnie 40 kandydatów (z ok. tysiąca zgłoszonych), którzy uzyskali najwięcej punktów, zostaje zaproszonych na przesłuchania. Organizatorzy pokrywają wszystkie koszty (przelot, zakwaterowanie itp.), a kolejne jury (w innym składzie) po etapie półfinałów wybiera 10 finalistów, gotowych walczyć o 3 nagrody główne, nagrodę publiczności oraz dwie specjalne. Te ostatnie ufundował Domingo na cześć swoich rodziców, znakomitych wykonawców zarzueli, zachęcając w ten sposób – z powodzeniem, sadząc po coraz liczniejszych niehiszpańskich nazwiskach laureatów – młodych śpiewaków z całego świata do zapoznania się z tym gatunkiem muzycznym (podobnie Maria Fołtyn propaguje twórczość Moniuszki). Nagrody są wysokie (pierwsza wynosi 50 tys. dolarów), jednak w odróżnieniu od innych konkursów zdobycie trofeum nie jest końcem całego wydarzenia, lecz początkiem muzycznej przygody. Niektórym laureatom pomoc jest właściwie niepotrzebna – twierdzi Domingo – bo i tak są u progu wielkiej kariery. Ale wieloma trzeba odpowiednio pokierować, aby tkwiące w nich zadatki na dobrych wokalistów miały szansę się rozwinąć. Dlatego podczas całego konkursu i po jego zakończeniu Domingo służy śpiewakom radą w kwestiach zarówno muzycznych, dotyczących najwłaściwszego kierunku dalszej kariery czy odpowiedniego (ze względu na typ głosu) repertuaru, jak i tak prozaicznych, jak np. wybór agenta. Mamy większe rozeznanie, znamy uczciwych ludzi w tym zawodzie i wiemy, kto naprawdę może pomóc – mówi tenor. Przede wszystkim jednak ułatwia młodym zawodowy start. Angażuje ich w prowadzonych przez siebie operach w Los Angeles i Waszyngtonie, gdzie pojawiają się w prawie każdej nowej produkcji. Zaprasza do udziału we własnych koncertach, wykorzystuje też swe kontakty z dyrekcjami teatrów operowych, aby zaproponować uwzględnienie w obsadzie utalentowanych, choć początkujących artystów. Nie czekajcie z ofertą kontraktu, aż ktoś odniesie sukces gdzie indziej. Zaryzykujcie, bądźcie pierwszymi, którzy dali szansę przyszłej gwieździe! – zachęca i chyba jego apele odnoszą skutek, bo uczestnicy Operaliów szybko debiutują nawet na największych scenach, a niektóre teatry decydują się zatrudnić laureatów konkursu bez wstępnych przesłuchań. Zresztą w skład jury Operaliów wchodzą, na prośbę Dominga, obok sławnych artystów (jak Marilyn Horne, Mignon Dunn) czy operowych publicystów (Harvey Sachs) głównie menedżerowie, odpowiedzialni za decyzje obsadowe w takich teatrach jak Met, Covent Garden, La Scala, Teatro Real, Teatr Maryjski, Los Angeles Opera, Opera Waszyngtońska, Theatre du Chatelet w Paryżu, Theatre de Bordeaux, Opera w Walencji i in. Dyrektorzy oper i agenci wypełniają też licznie widownię. Dzięki temu młodzi śpiewacy biorący udział w Operaliach odbywają niejako „przy okazji” przesłuchania, na które normalnie musieliby jeździć po całym świecie (na co najczęściej nie mają pieniędzy) – i w rezultacie niemal wszyscy podpisują kontrakty.

Oczywiście, zapewnienie takich warunków uczestnikom konkursu musi wiązać się z wydatkami. Dlatego lista sponsorów tej imprezy jest długa. Znajdujemy na niej zarówno wielkie koncerny, np. Rolex, Daimler-Chrysler, Mercedes-Benz, Lufthansa, Air France, Xerox, Visa International, France Telecom, US Bank, Coca Cola, jak i całkiem małe firmy i osoby prywatne, które np. fundują dodatkową nagrodę. Pewien wkład wnoszą też miasta, które są w danym roku gospodarzami konkursu, a były to kolejno (od 1993 r.) Paryż, Mexico City, Madryt, Bordeaux, Tokio, Hamburg, San Juan, Los Angeles, Waszyngton i ponownie Paryż. W tym roku Operalia przenoszą się do trójkąta położonego między Niemcami (Friedrichshafen), Austrią (Bregenz) i Szwajcarią (St. Gallen). Finałowy koncert będzie okazją do wręczenia Domingowi Europejskiej Nagrody Kultury za rok 2003, przyznanej przez Europejski Instytut Kultury z Bazylei.

Równie długa jest lista śpiewaków, którzy swój start zawdzięczają Operaliom i którzy zagościli już na dobre na światowych scenach – żeby przypomnieć tylko takich, jak Ainhoa Arteta, Inva Mula, Nina Stemme, Kwangchul Youn, Cecilia Diaz, Aquiles Machado, Rolando Villazon, Elizabeth Futral, Ana Maria Martinez, Joyce DiDonato, Eugenia Garza, Isabel Bayrakdarian. Choć wzmianki o Operaliach próżno szukać w oficjalnym życiorysie José Cury, to właśnie od 1994 r., gdy został jednym z laureatów tego konkursu, zaczęła się jego popularność. Transmisję na żywo z finałowych zmagań w Mexico City przekazywały liczne stacje telewizyjne, w tym 3Sat (gdzie ze studia komentował ją sam August Everding) i odbierana wówczas również w Polsce Galavision.

A co ze śpiewakami, którzy nie są jeszcze w pełni gotowi, żeby wyjść na scenę, którzy potrzebują pewnego szlifu? Dla nich Domingo ma inną propozycję – program szkoleniowy dla młodych artystów, prowadzony przy operach w Los Angeles i w Waszyngtonie (niestety, dostępny tylko dla Amerykanów). Hiszpański tenor od lat marzył o założeniu szkoły, w której mógłby dzielić się z młodymi swoim doświadczeniem. Jako dyrektor artystyczny dwóch teatrów zdołał to marzenie w końcu zrealizować. Podobne, kilkumiesięczne lub roczne programy szkoleniowe funkcjonują już w USA przy Met oraz przy operach w San Francisco, Houston i Chicago. Waszyngton i Los Angeles oferują dłuższy, dwuletni, bardzo wszechstronny kurs, obejmujący lekcje śpiewu, aktorstwa, ruchu scenicznego, języków, gry na fortepianie (szkoli się także pianistów-korepetytorów). Uczestnicy mają kontakt z wielkimi artystami w ramach klas mistrzowskich, ale uczą się też np., jak radzić sobie ze stresem, związanym z ciągłymi podróżami i życiem z dala od rodziny, lub przeciwnie – z długim oczekiwaniem w domu na jakąkolwiek ofertę pracy. Organizatorzy zatrudniają nawet mistrza jogi – i dietetyka, jako że wygląd też ma znaczenie. Są spotkania z agentami, którzy tłumaczą, jak zaprezentować się podczas przesłuchania, a także zajęcia z choreografem, charakteryzatorką oraz mistrzem scenicznej szermierki. Postępy w nauce można na bieżąco sprawdzać na scenie, bo młodzi wykonują niewielkie partie w normalnych spektaklach, przygotowują też większe role, pozostając w rezerwie na wypadek choroby któregoś ze śpiewaków. To nie wszystko. Domingo chce korzystać z pomocy swych podopiecznych przy realizacji różnych projektów, jak powołanie stałego zespołu zarzueli przy operze w Los Angeles lub wszelkie działania mające na celu popularyzację opery. Bo też programy edukacyjne w tej dziedzinie to ważny element funkcjonowania zarówno Los Angeles Opera, jak i Opery Waszyngtońskiej. Na stronach internetowych obu teatrów wymienia się po kilkanaście propozycji, skierowanych do różnych grup wiekowych, od przedszkolaków po emerytów. Jednak szczególnie wiele miejsca poświęca się edukacji dzieci i młodzieży. Zainteresowani nią nauczyciele i opiekunowie otrzymują (za darmo lub za symboliczną opłatą) obszerne materiały dotyczące opery (CD z fragmentami nagrań, z komentarzem do dzieła, libretto, przewodnik dla nauczyciela i dla ucznia, magazyn operowy). Jeśli sami nauczyciele nie czują się na siłach sprostać tym wyzwaniom, oferuje się zajęcia z popularyzatorami opery i (oczywiście także dostępne za darmo) koncerty, w szkołach i nie tylko – także w bibliotekach, w domach emerytów, wreszcie w samej operze. Możliwa jest pomoc w organizowaniu amatorskich spektakli, w których dzieci i młodzież próbują swych sił jako śpiewacy, reżyserzy, a nawet kompozytorzy i libreciści! Są programy dla szkół i dla rodzin, kluby i konkursy, wycieczki po teatrze i zaproszenia na próby. Co ciekawe, w USA próby generalne są z zasady otwarte i dostępne dla publiczności, a w Waszyngtonie obecność na nich jest dodatkowo obowiązkowa dla studentów wokalistyki miejscowego konserwatorium. Korzyść z upublicznienia prób jest wielostronna – spektakl sprawdza się przed premierą, melomani za dużo mniejszą niż zwykle opłatą mogą go podziwiać, a studenci otrzymują cenną lekcję profesjonalnego wykonawstwa.

Programy edukacyjne, szkolenia młodych śpiewaków, Operalia – wszystko to wzajemnie się uzupełnia, wiąże. Jak? Oto przykład. 29 marca wystawiono w Waszyngtonie Don Giovanniego pod dyrekcją Dominga, z udziałem wielu uczestników i laureatów Operaliów, m.in. Erwina Schrotta (I nagroda w Operaliach 1998) jako Don Giovanniego, Roberta Pomakova (III nagroda w 2000 r.) – Leporella, Daniiła Sztody (II nagroda w 2000 r.) – Don Ottavia. Premiera została pozytywnie oceniona, a śpiewacy (szczególnie Schrott i Pomakov) zasłużyli na pochwały i brawa publiczności. Tydzień później zaś odbyło się przedstawienie specjalne, w którym w głównych rolach (aż siedmiu – dlatego wybrano właśnie Don Giovanniego) zaprezentowali się publiczności adepci waszyngtońskiego Programu dla młodych artystów. A publiczność tego wieczoru też była wyjątkowa – na widownię zaproszono bowiem studentów, którzy nigdy wcześniej nie mieli kontaktu z operą! Rozdano nieodpłatnie 2800 biletów, wraz z nimi przyszli widzowie otrzymali CD z komentarzem do dzieła Mozarta i adresem strony internetowej, gdzie między innymi można było obserwować pracę całego zespołu pod kierownictwem Dominga nad przygotowaniem spektaklu. I co? Ogromny sukces! Młodzi wykonawcy okazali się znakomici, nie gorsi niż pierwsza obsada, a debiutanci na widowni reagowali nawet bardziej entuzjastycznie niż stali bywalcy, śmiali się we właściwych momentach i gorąco oklaskiwali swoich rówieśników. Część z nich na pewno wróci na kolejne przedstawienia i może w przyszłości znajdą się wśród nich nie tylko nabywcy operowych abonamentów, ale i sponsorzy, następcy Alberto Vilara.

Popularyzacja opery to trudne zadanie, ale właśnie takie niekonwencjonalne działania mogą zdobyć dla niej nową, wykształconą, świadomą rzeczy publiczność. Utalentowani młodzi artyści, którzy zwyciężają w Operaliach i w wielu innych konkursach wokalnych, muszą mieć dla kogo śpiewać, aby i w XXI stuleciu sztuka operowa kwitła pełnym blaskiem.

Jolanta Bukowińska