Trubadur 1(34)/2005  

It helped me tolerate the pain of the medication for a couple weeks, but i started to feel like i wanted to be off of it. The following drugs are in the same drug class potenzmittel expressversand Guatire category as doxycycline can you buy over counter antibiotics, but are typically referred to as over-the-counter or otc drugs and are generally prescribed for off-label indications by doctors who are not familiar with the scientific information provided by the drug’s approved indications.doxycycline can you buy over counter doxycycline can you buy over counter doxycycline can you buy over counter doxycycline can you buy over counter doxycycline can you buy over counter doxycycline can you buy over counter doxycycline can you buy over. Doxycycline can be taken once a day or more frequently at an interval.

In people, treatment with ivermectin can result in a condition called eosinophilic gastroenteritis, also known as rosacea. We review the evidence for an alternative treatment, exercise training (et) for patients with cardiovascular risk https://pion.pl/61130-paxlovid-costa-rica-precio-7800/ factors for coronary heart disease (chd). The tamoxifen 20 mg price is a very good drug, it is also an effective drug, but not all patients will respond well to the drug.

Fanfary na cześć Trelińskiego

Mam ogromne uznanie i wielki podziw dla efektów twórczej pracy reżyserskiej Mariusza Trelińskiego i grupy jego stałych współpracowników. Zawsze z nadzieją, niepokojem i oczekiwaniem na coś zaskakującego podążam na każdą nową inscenizację operową autora filmu Pożegnanie jesieni. Siedząc już wreszcie w teatralnym fotelu, poddaję się urodzie malarskiej wizji obrazu scenicznego reżysera, który w sposób niezwykle oryginalny i nowatorski proponuje odczytanie dzieła operowego, skądinąd znanego od dziesięcioleci i wielokrotnie oglądanego na różnych scenach operowych w kraju i za granicą.

Dotychczas oglądałem na scenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej Madame Butterfly, Króla Rogera, Otella, Oniegina i Damę pikową (Don Giovanniego mam nadzieję zobaczyć), a w Teatrze Wielkim w Poznaniu Andreę Cheniera. Mogę więc pokusić się o próbę syntezy warsztatu twórczego reżysera. Zaskakuje przede wszystkim niezwykle wnikliwe odczytanie i analiza libretta danego dzieła. W tym aspekcie przypomina Treliński nieodżałowanego Konrada Swinarskiego, obaj bowiem przedstawiają widzowi propozycje zaskakujące i nieoczekiwane, będące wynikiem laboratoryjnej wręcz analizy dramatu i libretta. Ta analiza wskazywała dalszą drogę realizatorom: ruch i sytuacje sceniczne, światła, wykorzystanie określonej przestrzeni scenicznej i stosowania kameralności lub rozmachu scenicznego, proponowanie widzowi dosłowności lub aluzyjności do przeszłości, a nawet abstrakcyjności (Król Roger). Realizm niektórych scen Trelińskiego jest przerażający, np. obnażenie wnętrza starego, chorego człowieka w Damie pikowej. Zaskakuje tym widza, uaktywnia go, nie pozwala na wygodnictwo i bezmyślne siedzenie w fotelu.

Sposób unowocześniania opery obrany przez Trelińskiego, a będący wypadkową samego dzieła i czasu jego realizacji, jest kontrowersyjny, ale śmiem twierdzić, że akceptuje go zdecydowana większość publiczności operowej, nie tylko ta nowa, medialna, którą do opery przyciąga nazwisko reżysera (chwała mu za to) będącego akurat na topie i która uczy się, że należy wyłączać telefon komórkowy, zaś nie każdy popis artysty śpiewaka nagradzać standing ovation, lecz także ta wychowana na tradycyjnie wystawianych dziełach operowych. Magnetyzm wielkiego artysty oddziałuje na młodych i na medialnych, i na tradycjonalistów. Warto uaktywnić się, zrewidować swoje poglądy i przyzwyczajenia artystyczne.

Rozmach inscenizacyjny, burzenie uświęconych tradycją wyobrażeń o danym dziele operowym i jego bohaterach proponowane przez Mariusza Trelińskiego sprawiają, że czujemy się jak w chaosie. Próbujemy znaleźć wyjście, czekamy na antrakt, by porozmawiać z innymi Klubowiczami, skonfrontować własne spostrzeżenia i interpretacje. Wniosek jest jednoznaczny: cieszmy się z faktu, że pracuje w polskich teatrach operowych nietuzinkowy artysta, którego zna Zachód (Dama pikowa w Berlinie) i Wschód (Butterfly w Sankt Petersburgu) i Ameryka Północna (Butterfly i Don Giovanni). Na pewno nie będzie narzekał na brak propozycji realizacji dzieł operowych z liczących się teatrów w momencie, gdy aktywni członkowie polskiego piekiełka wystarczająco uprzykrzą mu życie i działalność artystyczną.

Trubadur użycza szpalt wszystkim członkom klubu, którzy mogą przedstawić swoje opinie i sądy o oglądanych przedstawieniach, przesłuchiwanych nagraniach. Nie zapominajmy o tym, że ich autorami są miłośnicy opery. Jeśli są wśród nas tacy, którzy uważają się za profesjonalistów, krytyków lub teoretyków muzycznych, niech spróbują publikować swoje artykuły i rozprawy w fachowych pismach muzycznych i poddać je ocenie zawodowców. Odnoszę wrażenie, że od dłuższego czasu każda nowa inscenizacja Mariusza Trelińskiego dla niektórych spośród Klubowiczów jest sygnałem do ataku na tego artystę. Zaczyna się litania porównań, wyliczeń, powtarzania cytatów, zapożyczeń, niekonsekwencji, wtórności, rozmijania się z muzyką, itp. Autorzy tej wyliczanki potknięć reżysera popierają to argumentacją, którą kojarzę z molierowskimi sawantkami i z krytykantkami i krytykantami (nie mylić z rzetelnymi krytykami). Być może oglądają przedstawienia z plikiem egzemplarzy reżyserskich w ręce z dotychczas zrealizowanych dzieł i pospiesznie odnotowują -to było w Rogerze, to w Otellu, itp. Radością napawa ich zauważenie kolejnego autocytatu. Wyobrażam sobie, z jaką pobłażliwą wyższością uśmiechają się muzykolodzy, dla których wyławianie autozapożyczeń w twórczości przykładowo Rossiniego czy Donizettiego jest chlebem powszednim, ale nie umniejsza zasług i rangi kompozytorów.

W Trubadurze modne stało się krytykanctwo, przesadne wyolbrzymianie rzeczywistych i wyimaginowanych słabości interpretacyjnych w przedstawieniach reżyserowanych przez Mariusza Trelińskiego. Niektórzy autorzy zamieszczanych artykułów popadli w obsesję powtarzania tych samych zarzutów. Krótko: Treliński rozmija się z librettem, wypacza sens dzieła nadmiernym rozmachem i filmową widowiskowością. Kokietuje przypadkową, niewyrobioną, pozbawioną prawdziwej wrażliwości publiczność, która kierując się reklamą medialną, tłumnie wali na przedstawienia najmodniejszego reżysera w Polsce. Natomiast prawdziwi koneserzy sztuki operowej przeżywają niesamowite męki i rozczarowania, bo Treliński nie pozwala im na głębię przeżyć artystycznych, które niesie ze sobą muzyka, zatraca ideę libretta, upajając się własnymi ozdobnikami. Cóż zatem czynić?

Panowie reżyserzy, radzę wam konsultować swoje pomysły inscenizacyjne z niektórymi autorami artykułów w piśmie Trubadur. Pozostaje jednak pytanie: czy wtedy efekty waszej pracy będą tak fascynować widzów, jak w przestawieniach Trelińskiego? Chyba nie, ale prawie każdy będzie na przykład wiedział, o czym myślała Tatiana czytając list od Oniegina (!). Za puentę niech posłuży stare porzekadło: Orły zawsze latają wysoko, lecz samotnie, zaś wróble gromadnie i nisko.

Józef Niedźwiedź

PS Serdecznie pozdrawiam Zespół Redakcyjny pisma OKMO „Trubadur”.