Trubadur 1(34)/2005  

It has a small black mark under one edge, the same colour as the area it covers. This is the reason why women are advised to Hoeryŏng consult their doctor before using clomid. Doxycycline does not require prescription, but is available over the counter in many countries.

But if you’ve been married a long time and got to know the way to deal with a chronic disease, the same with a chronic illness; we tend to overuse it. It is used by both men and women viagra e cialis farmacia online Shūsh as a hair loss treatment. It does this by altering the brain chemicals which cause anxiety.

Varia

Trzęsienie ziemi w La Scali. Wydawało się, że po hucznym otwarciu wyremontowanej La Scali w grudniu 2004 teatr czeka wspaniały sezon. Tymczasem niedługo po grudniowych uroczystościach pracownicy teatru (łącznie z całą orkiestrą) ogłosili strajk i życie artystyczne na słynnej scenie praktycznie zamarło. O co poszło? O zdymisjonowanie przez zarząd La Scali dyrektora naczelnego Carla Fontany (który od jakiegoś czasu nie bardzo zgadzał się z Riccardo Mutim, dyrektorem muzycznym) i zastąpienie go Mauro Melim (z którym Muti takich problemów nie miał). Rozpętała się prawdziwa burza – odwoływano przedstawienia i koncerty; Muti oskarżał swoich przeciwników o niewdzięczność i zdradę, a oni zarzucali dyrygentowi, że zachowuje się jak dyktator i że uczynił z La Scali swe prywatnego księstwo; w prasie pojawiły się liczne wystąpienia obydwu stron oraz listy osób bezpośrednio w sprawę niezaangażowanych (z ostrym atakiem na Mutiego wystąpił Franco Zeffirelli); do akcji wkroczyli również politycy, a przez pewien czas zastanawiano się nawet nad wprowadzeniem w teatrze zarządu komisarycznego. Kilkakrotnie pojawiała się w różnych mediach informacja o zdymisjonowaniu bądź rezygnacji Mutiego, którą natychmiast dementował teatr albo sam dyrygent. Wreszcie oficjalnie ogłoszono, że Riccardo Muti podał się do dymisji po 19 latach na stanowisku szefa muzycznego La Scali, podając jako powód wrogość pracowników teatru wobec niego, która uniemożliwia mu dalszą pracę. Już pojawiły się spekulacje na temat następcy. Najczęściej padają nazwiska Riccardo Chailly’ego i Daniele Gattiego, choć niektórzy twierdzą, że w Mediolanie najbardziej by się przydał Antonio Pappano. Co rozsądniejsi komentatorzy podkreślają jednak, że Pappano musiałby chyba zwariować, żeby pchać się dobrowolnie w takie gniazdo os i zostawić Londyn, gdzie się świetnie czuje i gdzie jego gwiazda jako szefa muzycznego Covent Garden jaśnieje coraz większym blaskiem. Sam Pappano zdecydowanie podkreśla, że nie zamierza się z Londynu nigdzie przenosić.                                      (AK)

Inny problem ze swoim dyrektorem ma Opera Bawarska. Tym razem chodzi jednak o dyrektora naczelnego, a nie muzycznego i to takiego, który jeszcze swojego stanowiska nie objął… W marcu br. pojawił się oficjalny komunikat, że zostanie rozwiązany kontrakt z Christophem Albrechtem, który miał objąć stanowisko dyrektora naczelnego po Peterze Jonasie odchodzącym na emeryturę 31 sierpnia 2006 r. Komunikat sformułowano bardzo lakonicznie i nie podano, kto i dlaczego poprosił czy tez zażądał rozwiązania podpisanego kilka miesięcy wcześniej kontraktu. Wersje nieoficjalne są dwie: według jednej Albrecht stwierdził, że nie jest w stanie współpracować z Kentem Nagano, który od września 2006 będzie szefem muzycznym Bayerische Staatsoper; według drugiej niedoszły dyrektor nie wypadł zbyt olśniewająco, gdy musiał przedstawić swoje plany i wizje na przyszłe sezony… To się nazywa wybieganie w przyszłość – dyrektora naczelnego wprawdzie przez to nie ma, ale Opera Bawarska ma ponad półtora roku na jego znalezienie. Ponadto Kent Nagano, przyszły dyrektor muzyczny, zgodził się przejąć obowiązki naczelnego, jeśli następca Albrechta nie zostanie znaleziony do września 2006 r., a w wypełnianiu tych obowiązków będzie mu pomagał Peter Jonas, obecny dyrektor naczelny, który stwierdził, że zostanie w Monachium tak długo, jak będzie trzeba, nawet po swoim odejściu na emeryturę. (AK)

Skoro już mówimy o odchodzeniu na emeryturę – decyzję o zakończeniu kariery podjęła francuska śpiewaczka Alexia Cousin. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że śpiewaczka ta ma dopiero 25 lat! Pomimo młodego wieku Cousin miała już za sobą wiele udanych występów we Francji i Niemczech (m.in. jako Hélene w Jérusalem Verdiego i Manon Masseneta), a przed sobą debiut na scenie wiedeńskiej Staatsoper (w nowej inscenizacji Manon Lescaut Pucciniego w czerwcu 2005 r.) i, bardzo prawdopodobnie, znaczącą karierę na scenach operowych. Artystka nie podała powodów swojej decyzji; stwierdziła jedynie, iż kończy karierę artystyczną i że od tego momentu jej życie pójdzie w innym kierunku. Powodem nie jest raczej żadna choroba – być może mamy więc po prostu do czynienia z jedną z najwcześniejszych „emerytur” w historii opery.         (AK)

Inscenizacyjny skandal. Czy jeden z klasycznych filmów science fiction, Planeta małp, może mieć coś wspólnego z Rigolettem? Owszem, może, przynajmniej według Doris Dörrie, autorki najnowszej inscenizacji dzieła Verdiego w Operze Bawarskiej. Sławny film z 1968 r. tak zafascynował Dörrie, że umieściła akcję Rigoletta właśnie na planecie małp, przedstawiając część postaci pojawiających się w operze jako małpoludy. Inne postacie przypominały bohaterów Gwiezdnych wojen, kolejnego filmowego klasyka science fiction. Reakcja po przedstawieniu dobitnie świadczyła, że wizja reżyserki chyba jednak monachijskiej publiczności nie przekonała…                         (AK)

Nos Dominga. Teatry operowe włączają do swego repertuaru spektakle, w jakich chciałyby wystąpić gwiazdy opery (Mefistofele w Genewie i później w Met dla Rameya, Nina dla Bartoli czy L’amore dei tre re dla Rameya w Zurychu, Dziewica Orleańska dla Freni czy Hamlet, w przyszłym sezonie, dla Hvorostovskiego w Waszyngtonie). Nowojorska Metropolitan wystawiła Cyrana de Bergerac Franca Alfana dla Plácida Dominga (trzy spektakle w br., sześć w przyszłym sezonie i koprodukcja z Covent Garden). Widzom i recenzentom podobało się wszystko – i stylowa inscenizacja, i reżyseria Franceski Zambello, i brawurowe wykonanie głównych partii przez 64-letniego Dominga (Cyrano) i Sondrę Radvanovsky (Roxana). Pierwsze w historii Met wykonanie tej opery stało się sensacją sezonu, z dwóch powodów: wskrzesiło mało znane dzieło i stało się okazją do kolejnego triumfu hiszpańskiego tenora w jesieni jego wielkiej kariery. Dla Dominga jest to 121. rola w jego repertuarze i pasuje mu wyśmienicie. (…) Domingo wciąż ma wystarczająco dużo siły i uroku, aby wiarygodnie wcielić się w postać poety-zawadiaki (Mike Silverman, AP Domingo triumphs in Met’s Cyrano, 17 maja 2005). Wciąż oczywiste są znane walory jego sztuki wokalnej, ciemny, pełen żaru, a zarazem słodyczy głos, poetycka muzykalność. (…) Jeżeli Domingo za jakiś czas zakończy operową karierę, odejdzie, jak pełen fantazji Cyrano, w blasku chwały (Marion L. Rosenberg, Newsday, 17 maja 2005).              (JB, JP)