Trubadur 2(31)/2004  

The treatment is long-term, which means it is not usually used in the case of emergency.the effects of the drug. Amoxicillin is a commonly used antibiotic for the treatment of amoebic barefacedly infection, which is usually associated with drinking or swimming in contaminated waters. To get your dog's complete blood count, a blood sample must be taken from the cephalic vein in your dog.

Para obtener más información y más artículos sobre esta área, visita nuestra página de internet en español, en la que podéis encontrar todos los mensajes que nosotros publicamos. Home viagra bei docmorris ohne rezept to one of the most popular pharmacies in atlanta, home to one pharmacy of atlanta. The use of other medications, for example, statins can make the blood pressure drop even higher.

Cykl Za kulisami teatru:
Rozmowa z Januszem Chojeckim
Pracownia perukarska, szewska, krawiecka, kwiaciarska, modniarska
Pracownia farbiarska, magazyn materiałów i kostiumów
Sekcja dekoracji
Ambulatorium, garderoby
Praca inspicjenta
Dział obsługi widzów
Realizatorzy dźwięku
Dział sceny
Sekcja oświetlenia
Praca baletmistrza
Muzeum teatralne
Teatr Wielki na walizkach


Za kulisami teatru
Dział obsługi widzów

Po długich wędrówkach za kulisami teatru wracamy do sal recepcyjnych, by porozmawiać o pracy osób, z którymi spotykamy się na co dzień przychodząc do Opery Narodowej – o pracownikach Działu Obsługi Widzów. Jednak nawet ta rozmowa przebiega w nieznanym nam dotąd miejscu w teatrze – w małym pokoiku na pierwszym piętrze od frontu, gdzie wchodzimy krętymi schodkami.

Pytamy panią Olgę Szaykowską, kierownika Działu Obsługi Widzów, na czym polega praca jej zespołu i czym dla niej różni się dzień zwykłego spektaklu od wieczoru premierowego.

Olga Szaykowska – Dzień premiery jest szczególny dla całego teatru, a więc i dla Działu Obsługi Widzów, wszyscy oczekujemy, jak zostanie przyjęta nasza nowa produkcja. To jest dla nas wyjątkowy dzień, bo my już wiemy, co mamy do pokazania, mamy już jakieś swoje oceny po próbie generalnej, w której pracownicy widowni również uczestniczą, natomiast bardzo nas interesuje, jak nowy spektakl zostanie przyjęty przez publiczność. W wyjątkowych sytuacjach, właśnie takich jak premiera, rozpoczynamy pracę nieco wcześniej odprawą o godzinie 17.45, na której omawiane są szczegóły związane z pracą działu w dniu premiery. Jeżeli jest to nasza teatralna premiera, to informuję pracowników obsługi, ile czasu trwa spektakl, ile ma aktów, o liczbie przerw i ich czasie trwania, czy po premierze będzie okazjonalne spotkanie gości z wykonawcami, którzy w tej premierze uczestniczyli. W normalny, powszedni dzień pracowników obowiązuje gotowość o godzinie 18.00 – wszyscy muszą być na swoich stanowiskach: panowie bileterzy na bramce, panie w szatniach, państwo bileterzy na poziomach. To jest ta godzina, o której otwieramy główne wejście i oczekujemy na widzów. Nasza praca oczywiście może kojarzyć się tylko i wyłącznie ze sprawdzaniem biletów. Tutaj, przy głównym wejściu to jest naturalnie nasze podstawowe zajęcie. Natomiast na poziomach (amfiteatrze, balkonach) widownię otwieramy o godzinie 18.30, czyli pół godziny przed rozpoczęciem spektaklu. Wcześniej te osoby, które są już w teatrze, oczekują od naszych pań bileterek pomocy, jak trafić na konkretny poziom. Teatr jest ogromny, ma pięć poziomów, i dotarcie na poszczególne balkony, szczególnie dla osób, które są po raz pierwszy w teatrze, może być trudne. Jeśli w teatrze odbywają się wystawy, to państwo bileterzy informują o nich, zachęcają do obejrzenia naszego głównego foyer, pojawiają się też najprostsze pytania, gdzie można się napić kawy czy gdzie znajdują się toalety. Obserwując twarze osób, które przychodzą do naszego teatru i znajdują się na poziomie, gdzie jest główne wejście i szatnie, czyli tak zwanym poziomie zero, od razu widzę, czy ktoś jest pierwszy raz w teatrze czy też jest to nasz stały bywalec bądź osoba, która raz na jakiś czas przychodzi do teatru. Po tych osobach, które są po raz pierwszy, widać zachwyt, a u niektórych także przerażenie ogromem teatru: mam bilet i co teraz, w którą stronę mam się udać? Praca naszych pań bileterek nie polega więc tylko na spojrzeniu na bilet i powiedzeniu: proszę pójść w tę czy w tamtą stronę. Bileterki odpowiadają również na pytania o historię teatru, o najciekawsze miejsca w teatrze, wystawy, które się odbywają w salach muzealnych i w foyer.

O godzinie 19.00 rozpoczyna się spektakl. Od dłuższego czasu staramy się dać widzom nawet 5 minut więcej uwzględniając to, że Warszawa jest bardzo trudnym miastem do poruszania się, wieczorami często zdarzają się korki. Kilkakrotnie, gdy mieliśmy sygnał, że są bardzo poważne problemy komunikacyjne, specjalnie opóźnialiśmy do 10-ciu minut rozpoczęcie spektaklu. Taka sytuacja jest bardzo trudna dla artystów, bo tancerze są już rozgrzani, przygotowani, by zacząć, także soliści śpiewacy operujący bardzo delikatnym instrumentem, jakim jest głos, są już wewnętrznie nastawieni na zagranie postaci. Na szczęście nasi artyści rozumieją, że trzeba zebrać spóźnialskich, żeby widownia była już uspokojona w momencie, gdy kurtyna idzie w gór. Jesteśmy może trochę bezwzględni nie wpuszczając na salę osób spóźnionych, o czym zresztą informujemy na odwrotnej stronie biletu, ale te kilka osób wchodzących na widownię bardzo absorbuje i bardzo przeszkadza nie tylko publiczności, ale również orkiestrze i dyrygentowi prowadzącemu spektakl.

W czasie przerwy niektórzy widzowie bardzo lubią porozmawiać z paniami bileterkami na temat swoich wrażeń, odczuć, i z reguły są to bardzo miłe słowa zachwytu, radości, że mogli przyjść do teatru, zobaczyć piękne przedstawienie, które pozwala choćby na moment oderwać się od tej naszej trudnej rzeczywistości. Są widzowie, którzy mają swoje ulubione miejsca, starają się kupować bilety na te same miejsca, tam, gdzie pracuje ulubiona pani bileterka. To bardzo sympatyczne. Staramy się, ja i moja zastępczyni, pani Elżbieta Gruziel oraz wszyscy pracownicy, żeby pomimo ogromu teatru tworzyć kameralną atmosferę w kontakcie widza z obsługą widowni.

Obowiązuje nas 5 godzin pracy: około 3 godzin spektakl, a już godzinę przed spektaklem jesteśmy do dyspozycji widzów. Kończymy pracę różnie, bo bywają spektakle, które się kończą po 21 oraz takie, które się kończą koło 22 – 23. Po opadnięciu kurtyny na widowni zapalają się światła, widzowie opuszczają widownię, panie bileterki sprawdzają, czy ktoś nie zostawił cennego przedmiotu. Wszystkie przedmioty znalezione na widowni trafiają do nas. Zazwyczaj osoba, która coś zgubiła, dzwoni już następnego dnia. Bardzo często znajdujemy dokumenty i wtedy albo szukamy kontaktu telefonicznego przez biuro numerów, a jeżeli nie udaje się, a jest adres, to dokumenty są odsyłane przez naszą kancelarię teatralną. Trafiają do nas różne zguby: aparat fotograficzny, cenna biżuteria – od kilku lat w depozycie w kasie głównej mam bardzo drogocenne rzeczy: bransoletki, pierścionki, wisiorki i nikt się po to nie zgłasza!

Kiedyś na koncercie zespołu Gawęda sprawdzaliśmy w jakim tempie widzowie opuszczają naszą wielką widownię. Trwało to dokładnie siedem i pół minuty, a na widowni jest prawie dwa tysiące miejsc łącznie z wejściówkami. Od opadnięcia kurtyny do wyjścia z teatru ostatniego widza upływa około 20 minut. Na sygnał mój lub pani Elżbiety pan elektryk gasi światło, robi się cicho, pusto, a na drugim balkonie szykuje się do straszenia biała dama, która podobno tam jest – miałam takie sygnały od pań szatniarek. Teatr ma też podobno swojego ducha. Mnie nie udało się jeszcze na niego trafić, ale może kiedyś go spotkam.

Zawsze uczestniczymy w ostatniej próbie generalnej, w której z reguły mogą uczestniczyć rodziny wykonawców, ponieważ reżyser chce zobaczyć, jakie odbicie w oczach tych pierwszych widzów znajdzie to, co stworzył na scenie. Poza tym chodzi również o stworzenie artystom takiego specyficznego klimatu, bo ciężko się gra do zupełnie pustej widowni – są to inne emocje i inne napięcie. Widzów prób generalnych przyjmujemy w amfiteatrze. Na parterze zawsze siedzą osoby bezpośrednio pracujące przy obsłudze, pracownicy pracowni charakteryzatorskich, modelatorskich, krawieckich, szewskich, perukarskich, żeby mogli zobaczyć swoje dzieło i czasem nanieść jeszcze ostatnie poprawki, aczkolwiek to rzadko się zdarza. Jest taka niepisana zasada, że jeśli ktokolwiek z zewnątrz jest na widowni, to potrzebna jest obsługa, żeby nikogo nie pozostawić samemu sobie w tej ogromnej przestrzeni. Zawsze mogą się zdarzyć różne sytuacje, może być potrzebna pomoc łącznie z pomocą medyczną, nie dopuszczamy więc, żeby widownia była pozostawiona sama sobie, zawsze ktoś musi czuwać i sprawować opiekę. Ważne jest też, żeby nasi pracownicy przed premierą poznali spektakl, choć później będą go jeszcze wiele razy oglądali.

Po premierze artyści oprócz braw dostają kwiaty od dyrekcji, prywatne od swoich przyjaciół, od tych, którzy uwielbiają ich talent, panie bileterki muszą więc wiedzieć, kto występuje, jaką postać kreuje, żeby później elegancko i sprawnie podać kwiaty, a na premierach bywa ich bardzo dużo, szczególnie na premierach baletowych. Na wszystkich premierach oraz wtedy, gdy występują u nas gwiazdy czy artyści gościnni, są zazwyczaj tak zwane kwiaty dyrekcyjne, które stoją w wazonach na pierwszej portierni z dołączonymi wizytówkami z nazwiskiem oraz gratulacjami od dyrekcji. W szatni publiczności jest wydzielony osobny boks, gdzie widzowie zostawiają kwiaty dla artystów. Te kwiaty również są przechowywane w wodzie, panie pilnują, żeby przy każdych była wizytówka, bo bez niej trudno byłoby podać kwiaty konkretnemu wykonawcy. Najpierw sprawdzamy, ile jest kwiatów i dla kogo, czy są również kwiaty na pierwszej portierni, potem prowadzona jest segregacja, dla kogo jest ile bukietów. Pod koniec spektaklu kwiaty są przenoszone do poczekalni dla artystów, przed premierami cała poczekalnia jest w kwiatach. Bileter, który w danym dniu zajmuje się rozdawaniem kwiatów, rozdziela je i zaprasza koleżanki i kolegów z poszczególnych poziomów do wniesienia kwiatów na scenę. Gdy są do wniesienia kosze kwiatów, tym zawsze zajmują się panowie, bo bywają bardzo ciężkie. Bukiety są rozdzielane i na podstawie wkładki obsadowej każdy dostaje przydzielonego swojego artystę, któremu ma podać kwiaty. Te osoby, które pracują już jakiś czas, mają swoich ulubionych artystów, którym chciałyby wręczyć kwiaty. Z reguły staramy się, żeby panie podawały kwiaty panom, a panowie paniom. Kiedy inspicjent daje sygnał do ukłonów, po chwili zaprasza państwa z kwiatami za kulisy i tu między innymi pomagają nam próby generalne, kiedy to ustalana jest kolejność, w jakiej artyści wychodzą i kłaniają się oraz jak potem są ustawieni na scenie. Żeby podawanie kwiatów przebiegało sprawnie, państwo za kulisami ustawiają się w takiej kolejności, w jakiej stoją artyści. Kiedy występuje ktoś nowy, kogo nie znamy, inspicjent pomaga nam, ale bardzo często dzięki próbom generalnym wiemy, że dana postać i dany artysta czy artystka stoją właśnie w danym miejscu. Dla wszystkich osób, które dopiero zaczynają u nas pracę, pierwsze wyjście z kwiatami na scenę jest ogromnym przeżyciem i wszyscy długo jeszcze wracają we wspomnieniach do tego pierwszego dnia, kiedy podawali kwiaty.

Pracuję w obsłudze widowni od 1993 roku i zauważyłam bardzo pozytywną zmianę: opera stałą się bliższa młodym ludziom. Na początku lat 90-tych, kiedy zaczęłam pracować, do opery przychodzili ludzie raczej w wieku średnim, starsi i zorganizowane grupy szkolne. Natomiast od kilku lat obserwuję wzrastające zainteresowanie młodych ludzi, którzy nie przychodzą w grupach zorganizowanych, tylko sami z siebie, bo mają taką potrzebę. Myślę, że to się dzieje za sprawą innego spojrzenia na operę, innej estetyki spektakli, uważam, że jest w tym duża zasługa Dyrekcji, która postawiła na Mariusza Trelińskiego. Przykładem jest Król Roger – muzyka Szymanowskiego jest bardzo trudna, i pamiętam, że kiedyś z frekwencją bywało różnie. Sposób, w jaki Mariusz Treliński podszedł do tego tematu, jest atrakcyjny dla młodych ludzi. Teraz widzę stojący ogonek do kasy po wejściówki i bardzo mnie cieszy, że jest w nim coraz więcej młodych ludzi. Także Madame Butterfly – to zawsze było lubiane dzieło, ale kiedyś przychodziły raczej osoby w średnim wieku, starsze, a w tej chwili jest bardzo dużo młodych osób i widzę po ich twarzach, że to dla nich święto, że jest jednak różnica między pójściem do kina, a pójściem do opery, jest to dla nich wydarzenie.

Oczywiście bywają też trudne momenty, bo żyjemy w trudnych czasach, jest w nas coraz więcej niepokoju, poddenerowowania, agresji. Widzowie wnoszą do teatru napięcia dnia codziennego, szczególnie na te spektakle, które są w ciągu tygodnia, kiedy to większość naszych widzów musi dotrzeć z pracy do domu, ubrać się odświętnie i zdążyć przyjść do teatru. Nasza rola polega na tym, żeby te napięcia w miarę możności rozładować, jeśli ktoś jest zdenerwowany i ma jakieś pretensje czy uwagi. Bywają one słuszne i jesteśmy po to, żeby natychmiast zareagować i poprawić to, co widzowie słusznie zauważają, że jest nie tak. Bywają też uwagi, które nie są słuszne, na przykład, gdy ktoś się spóźnia 10 minut do teatru, i mimo że jest informowany na odwrotnej stronie biletu i przed głównym wejściem, że nie będzie mógł być wpuszczony na widownię, ponieważ to przeszkadza innym, nie chce się do tego dostosować. My to rozumiemy, bo nikt nie lubi słowa „nie”. Łatwiej jest je powiedzieć niż przyjąć i zastosować się, więc musimy umiejętnie ten poziom agresji obniżyć, a nie jeszcze go podnosić, by widz mógł spokojnie odbierać to, co się dzieje na scenie.

Młodzież jest taka, jaką ją wychowujemy, od nas, dorosłych zależy, jaka jest i będzie. Ostatnio nie mamy specjalnych problemów z młodzieżą, jeśli już, to są to sporadyczne sytuacje, ale bywało tak, że zdarzały się problemy. Czasem przyjeżdża młodzież z małych miast, z prowincji, świetnie przygotowana do spektaklu, opiekunowie kupują jeden program, bo wiadomo, że jest krucho z pieniędzmi, młodzież zgromadzona wokół opiekunów czyta program, już wcześniej rezerwując bilety dowiadują się o wystawy, idą je oglądać, zwiedzają teatr. Kiedyś zdarzyła się zabawna historia – na trzecim balkonie miała miejsca młodzież z Białegostoku: przyjechali wcześniej, tuż po 18, dziewczęta podekscytowane, z siatkami, pytają, gdzie jest toaleta, bo muszą się przebrać. Po jakimś czasie wyszły śliczne młode dziewczyny w białych bluzeczkach, ciemnych spódnicach, umalowane, fryzury poprawione, na co jeden z kolegów nie wytrzymał: Ale wy jesteście ładne, ja nawet nie wiedziałem, że mam takie ładne koleżanki! Bywa też, że przychodzi młodzież ubrana na sportowo, zupełnie jakby nie do teatru. To zależy od opiekunów, staramy się z nimi rozmawiać, tłumaczyć, że to oni powinni tym młodym ludziom powiedzieć, gdzie się udają, jakie to jest miejsce. Nie mówię tu o drogiej elegancji, ale o potraktowaniu tego dnia, kiedy się przychodzi do teatru, jak święta. Od wychowawców, nauczycieli, rodziców zależy zachowanie młodych ludzi. Jeśli przychodzą po raz pierwszy w wieku 13, 14, 15, 17 lat i nie są przygotowani do tego, co będą oglądać i słuchać, jeżeli nie wiedzą nic o kompozytorze, nic o muzyce, nigdy nie mieli do czynienia z muzyką poważną i od razu rzuca się ich na głęboką wodę, to nie można wymagać, że nie będą się nudzić. Opera wymaga przygotowania. Samo to, że my ich przyprowadzimy do teatru: tu jest bilet, twoje miejsce i oglądaj, to stanowczo za mało. Skutek może być odwrotny, potem wspominają: byłem w operze i to było takie nudne. Bardzo dobrze, że przyjeżdżają grupy szkolne z całej Polski, bo może to będzie dla nich początek, zobaczą, że do tego teatru warto choć raz na rok przyjechać, ale to my dorośli musimy ich do tego przygotować. Ale nie jest najgorzej, parę lat temu były rzeczywiście dość trudne momenty, teraz młodzież jest coraz lepiej przygotowana do odbioru opery, nie tylko psychicznie, ale i jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. To powoli się zmienia, powstaje kultura bycie w operze.

W teatrze pojawia się coraz więcej osób niepełnosprawnych, mamy nawet stałych melomanów – przyjeżdża pani z mężem na wózku inwalidzkim, zawsze może liczyć na naszą pomoc i jest to miłe, że się tu czuje dobrze. Ważne jest, że toalety na wyższych piętrach zostały przystosowane dla osób niepełnosprawnych. Jeśli nie zmienią się plany, we wrześniu jest przewidziany spektakl baletu z opery wiedeńskiej, który jest spektaklem dla osób niepełnosprawnych wykonanym przez artystów niepełnosprawnych – występuje kilka osób tańczących i kilka osób tańczących na wózkach inwalidzkich. Jeśli to dojdzie do skutku i będzie odpowiednio rozpropagowane, to pomoże uwierzyć osobom niepełnosprawnym, że nasze drzwi są zawsze dla nich otwarte, że opera jest również miejscem dla nich.

W teatrze mieliśmy wielu niezwykłych gości. Przed każdym takim wydarzeniem, jakim są wizyty głów koronowanych, wizyta prezydenta Putina, czy teraz specjalny koncert z okazji Szczytu Gospodarczego, zawsze mówimy sobie, że jak przeżyliśmy wizytę królowej angielskiej, to przeżyjemy i to. Na przestrzeni tych lat w teatrze była królowa Wielkiej Brytanii Elżbieta II, prezydent Francji Jacques Chirac, na zaproszenie pani Jolanty Kwaśniewskiej odwiedziły nas królowe z całego świata, był prezydent Władimir Putin. Przede wszystkim wspominam wizytę Luciano Pavarottiego, który wystąpił w Sali Kongresowej, ale u nas miał próby. Byłam na tej próbie i to było coś zupełnie innego niż słuchanie nagrań czy oglądanie w telewizji spektakli z udziałem wielkich głosów. Wielkim przeżyciem było dla mnie zobaczyć go przy pracy, tak prywatnie. Jest stara księga pamiątkowa, w której jest wpis Pavarottiego dla teatru. Z wizyt prywatnych szczególne wrażenie zrobiła na mnie również wizyta Artura Rubinsteina na krótko przed jego śmiercią. Pamiętam spotkanie na scenie kameralnej – wspaniały, uroczy człowiek, z aurą ciepła i życzliwości wobec wszystkich i wszystkiego. Kilka słów, które miałam okazję z nim zamienić, na zawsze zostanie w mojej pamięci. Pomyślałam: on ma już taki dystans do świata, do tego wszystkiego co go otacza, ale jednocześnie w tym dystansie nie zatracił miłości do ludzi. Miałam również okazję poznać Petera Ustinowa, który prowadził tu duży uroczysty koncert galowy Benois de la dannse. W teatrze bywają również niektórzy politycy: częstymi bywalcami są marszałek Marek Borowski z małżonką, premier Grzegorz Kołodko z małżonką, który również córkom zaszczepił zainteresowanie teatrem. Młodsza córka Julia nie chodziła jeszcze do szkoły, gdy ją tu pierwszy raz przyprowadził, teraz sama już ze swoimi przyjaciółmi często bywa w operze.

Ile osób pracuje przy obsłudze widowni i skąd się rekrutują?

– Od 1997 roku w kierowaniu i organizowaniu pracy D. O. W. wspiera mnie wspomniana wcześniej pani Elżbieta Gruziel, z którą dzielę wszystkie dole i niedole wynikające ze złożoności spraw tego działu. Pani Elżbieta swoją wielka kulturą i taktem w znaczący sposób przyczyniła się do ukształtowania obecnego profilu naszego zespołu. Ponadto D. O. W. to 47 osób: 2 kolporterów programów, 25 osób bezpośredniej obsługi widowni, 20 pań pracuje w szatniach. W 1993 roku, gdy zaczynałam pracę, było zatrudnionych 69 osób, czyli teraz pracuje o 20 osób mniej. Od kilku lat zatrudniamy studentów, a zaczęło się od studentów Akademii Muzycznej, kiedy to przy kolejnej zmianie dyrekcji pojawiło się nowe spojrzenie na widownię. Człowiek przywiązuje się do ludzi, z którymi pracuje, ale czasy się zmieniają i życie jest nieubłagane, przychodzi taka pora, kiedy jedno pokolenie musi zastąpić drugie. Wtedy dyrekcja postanowiła, że trzeba dać ogłoszenie do gazety i zaczęły się „wędrówki ludów”. W pewnym momencie zjawiła się grupa kilku młodych ludzi. Osoby, dla których scena jest miejscem pracy, mają inny wyraz twarzy i gdy ich zobaczyłam po iluś tam rozmowach z młodymi ludźmi, zaciekawiło mnie co usłyszę. I jak zaczęli jeden przez drugiego mówić postawionymi głosami, spytałam: Akademia Muzyczna? – Tak, Akademia Muzyczna! Były różne głosy: tenory, basy, nawet jeden falset. I tak się zaczęło. W tej chwili „na bramce”, czyli w głównym wejściu i na poziomach pracują studenci, aczkolwiek nie uważam, że pracować powinni tylko młodzi, ponieważ musimy brać pod uwagę zróżnicowanie wieku naszych widzów. Widzowie lubią kontakt z osobami bliższymi im wiekiem lub z osobami bardzo młodymi, i dlatego uważam, że zarówno młodzi ludzie, jak i osoby w średnim wieku są jak najbardziej na miejscu. W obsłudze widowni pracują też byli artyści baletu, dla których to szansa zostania w teatrze po tak przecież krótkiej i intensywnej scenicznej karierze. Pracowników jest trochę za mało, mogłoby być o dwie – trzy osoby więcej, bo w tej chwili jest absolutne minimum. Dyrekcja ma tego świadomość, ale wiadomo, że utrzymanie całego teatru dużo kosztuje, dotacje są niewystarczające, teatr stale szuka sponsorów.

Pani także występowała na scenie.

– Tak się składa, że znam teatr z tych dwóch stron, od strony sceny i od strony widowni – to są dwa zupełnie różne teatry, dwa zupełnie różne miejsca. Muszę powiedzieć, że czasami nie mogę uwierzyć, że ja na tę scenę wychodziłam, tańczyłam, kłaniałam się, na tej scenie skończyłam karierę jako tancerka w zespole Teatru Wielkiego w spektaklu Grek Zorba – to był bardzo wzruszający moment. Wydaje mi się, jakby to były moje zupełnie inne życia: to kiedy tańczyłam i to teraz. Miałam mnóstwo obaw, kiedy mi zaproponowano pracę w biurze obsługi widzów, więc w pierwszej chwili nie przyjęłam tej propozycji, przekonano mnie, że spróbować zawsze można. I tak próbuję już 11 lat. Zupełnie inaczej patrzy się na szereg spraw z tej strony biurka, z której teraz siedzę, a inaczej z tej drugiej strony. Podwładny pewne sprawy widzi inaczej, natomiast kierownik opowiada za całość. Na początku było mi rzeczywiście trudno, bo musiałam znaleźć swój własny styl pracy. Przyszłam z zupełnie innego świata, scena, balet, to coś zupełnie innego niż ten „świat” od strony placu Teatralnego. Tamten zawód wymagał ode mnie czego innego, ale na pewno praca na scenie bardzo mi pomogła. Zawód tancerki uczy dyscypliny, a jest ona potrzebna w każdej pracy: jeśli ja wymagam dyscypliny od swoich pracowników, to sama muszę być zdyscyplinowana, jeśli chcę narzucić pracownikom pewne zasady, to muszę sama tych zasad przestrzegać. Mama twierdzi, że jestem w czepku urodzona i chyba coś w tym jest. Tańczyłam na tej wspaniałej scenie przez wiele lat, teraz mogę pracować z tej drugiej strony. Myślę, że los mi bardzo dużo dał: poznałam wspaniałych ludzi, pracuję ze wspaniałymi ludźmi i spotykam wspaniałych melomanów.

Dziękujemy za rozmowę i na pożegnanie robimy pamiątkowe zdjęcie pracowników Działu Obsługi Widzów.

Dalej >>>

Katarzyna K. Gardzina i Katarzyna Walkowska